Skip to main content

ŚWIADECTWO MAGDY (LISTOPAD 2018)

W Kręgach modlitwy i pokuty jestem chyba od początku ich istnienia. Kierowała mną potrzeba ekspiacji Panu Jezusowi za moje nieuporządkowane życie, po dziesięciu latach separacji z mężem i po wielu nieudanych próbach naprawienia relacji w rodzinie, szczególnie z dorosłymi już dziećmi. Zmagałam się wtedy z nerwicą i silnym poczuciem odrzucenia. Pierwszym owocem postu, jaki zaczęłam zauważać niemal natychmiast, był pokój.

Jesienią ubiegłego roku nasza założycielka i koordynatorka zaprosiła mnie do zawierzenia życia Maryi, w uroczystym akcie w kościele, w 100-lecie objawień fatimskich i 140-lecie objawień gietrzwałdskich. Odbyło się to w grupie kilkunastu osób, w obecności księdza proboszcza przed Najświętszym Sakramentem, w kaplicy Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła, 16 listopada. Nie myślałam wówczas, co konkretnie ani w jaki sposób mógłby naprawić Pan Jezus z Maryją w moim życiu. Nie spodziewałam się, że w ciągu pół roku zmieni się ono tak radykalnie! Od kilku miesięcy, po dwudziestu latach nieobecności, mieszka ze mną mąż. Wcześniej nie raz zastanawiałam się, czy będę w stanie do końca wybaczyć mu to, co w przeszłości nas rozdzieliło. Wrócił chory, pokorny i pełen miłości, tak że nie było mi trudno zobaczyć w nim cierpiącego Chrystusa...

Dzieci zorganizowały niezbędną pomoc medyczną i finansową. 40 rocznicę ślubu nieoczekiwanie obchodziliśmy wszyscy razem!

Jestem wdzięczna Matce Bożej za Jej opiekę i nieustającą pomoc. Niemożliwe okazało się możliwe, a Pan przewidział wszystko, co w tej sytuacji jest nam potrzebne. Chwała Panu! Ave Maria!

Magdalena

 

ŚWIADECTWO ANI

Mam trzydzieści lat, dobrą pracę, jestem wykształcona, żyję w szczęśliwym małżeństwie – po co mi więc „kręgi pokutne”, i tak nie rozwiążą moich problemów? Taka refleksja przemknęła mi przez myśl, kiedy weszłam na tę stronę pierwszy raz.

Moja wiara jest wiarą trudną. W dzieciństwie nieświadomą, w okresie dojrzewania zanegowaną, potem coraz świadomiej pogłębianą, ale z różnymi wahaniami. Trudno mi było dojrzeć miłującego Boga w moim życiu, trudno zrozumieć, że Bóg mnie kocha. Zmagamy się z mężem z problemem niepłodności.(należy odróżnić od bezpłodności). Kiedy człowieka ten problem nie dotyczy skupia się jedynie na medialnym wymiarze zagadnienia, który zupełnie pomija to, jak niepłodność wpływa na ludzi. Wciąż nie potrafię opisać uczucia rozpaczy i samotności, które nieustannie miałam w sobie. Żalu, do świata, ludzi, Boga, że to właśnie ja nie mogę zajść w ciążę, że tyle rodzi się dzieci niechcianych, przypadkowych, niekochanych, a tam gdzie tak bardzo się na nie czeka jest pustka. Każdy dzień był dla mnie kolejnym dniem cyklu, odmierzaniem czasu do terminu miesiączki i rozpaczą, że znowu jest. Nie potrafię oddać słowami tego, czym stało się moje życie, widziałam je jako pusty  i beznadziejny upływ czasu. W chwili jakieś szalonej desperacji poprosiłam obcą osobę (sic!), z którą miałam kontakt jedynie zawodowy, a wiedziałam, że modli się dużo i jest osobą wierzącą, (bo w przeciwieństwie do innych nie ukrywała tego faktu) o modlitwę w mojej intencji. Wtedy dowiedziałam się o kręgach. To był jednak maj, okres już po Wielkanocy, nie mogłam więc przystąpić do kręgów. Wróciłam natomiast do zarzuconego wiele lat wcześniej zwyczaju czytania Biblii.

spes contra spem, czyli miej nadzieję wbrew wszelkiej nadziei

Przystąpiłam do kręgów w okresie Adwentu i tak naprawdę sama nie bardzo wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że szukałam jakiegoś światła. To był kolejny rok: walki, leczenia, dużych dawek hormonów. To wszystko zaczęło się negatywnie odbijać na moim małżeństwie i na kontaktach z bliskimi. Ja, osoba zawsze pogodna, uśmiechnięta i bardzo energiczna stałam się wewnętrznie kupką nieszczęścia. Czasami patrzyłam na siebie jakby wewnętrznym okiem i widziałam beznadzieję. Co się stanie, jeżeli nigdy nie będziemy mogli zostać rodzicami? Co będzie, jeśli żadne lekarstwa i metody mi nie pomogą? Wiedziałam, że muszę znaleźć w sobie siłę, by móc w takiej sytuacji żyć, by potrafić odnaleźć w sobie szczęście. Tylko jak to zrobić…. Przystąpienie do kręgów, a więc powrót do świadomej modlitwy, (czyli innej niż bezrefleksyjne klepanie pacierza) było taką próbą zmienienia czegoś na drodze, która wiodła do samozniszczenia.

Nigdy nie zapomnę mojego ogromnego zdziwienia, kiedy w dniu mojego pierwszego postu na Mszy o godz. 7 zobaczyłam kościół pełen ludzi. Hm, to chyba musi im coś dawać skoro są tutaj o 7 rano! – pomyślałam. Uczestnictwo w tej Mszy mnie samą napełniło pokojem i radością – wszystkie czytania były jakby dla mnie.

Nigdy nie zapomnę tekstu poświęconego pierwszej radości Maryi – zwiastowaniu. Pierwszy raz spojrzałam wtedy na Maryję, jak na zwykłą kobietę postawioną w niezwykłej i wcale nie prostej sytuacji. Zamiast wyidealizowanego obrazka z miłym aniołkiem przynoszącym radosną wieść zobaczyłam kobietę, która staje wobec sytuacji, której nie rozumie, która powoduje napięcie między nią a mężem, a jednak mówi „niech mi się stanie”. Zawierza. Często wracam do tego tekstu – szczególnie do tego fragmentu:

„Przypatrzmy się najpierw zwiastowaniu. Przywykliśmy już nieco do tego wydarzenia. W naszej tradycji ma ono nastrój trochę sielankowy, pozbawiony napięcia, jakie musiało towarzyszyć młodej dziewczynie z Nazaretu. Co naprawdę przeżywała Maryja? (…) Pomimo wielu pytań, które nosi w swoim sercu, nie przestaje ufać Bogu. Nie podejmuje działania, wierząc, że Bóg sam wypełni w niej obietnicę. Nie stara się wytłumaczyć Józefowi, że spodziewa się Syna, ale pozostawia tę sprawę Bogu. Bóg posyła anioła do Maryi, ale nie wiadomo dlaczego „spóźnia się” z wiadomością dla Józefa. Wiemy przecież, że Józef chciał ją odprawić, aby Jej nie zhańbić. Jaki straszny dramat musiał się rozegrać pomiędzy nimi. Dlaczego Bóg do tego dopuścił? Przecież mógł równocześnie posłać anioła do Józefa i nie dopuścić do cierpienia. Ale Bóg chciał, by ich miłość została wypróbowana poprzez cierpienie, by obumarli, aby wydać owoc. „

To bezwzględne zawierzenie Maryi Bogu, jej ufność pomimo naprawdę skomplikowanej sytuacji dało mi naprawdę dużo do myślenia. I dało mi nadzieję, że być może i ja kiedyś odnajdę spokój. Teraz modlę się najczęściej prosząc Boga, bym potrafiła przyjąć Jego wolę. Bym wierzyła, a nie żądała. Oczywiście różnie z tym bywa. Ale modlitwa, cały cykl rozmyślań i ofiar związanych z Adwentem i Wielkim Postem pozwoliły mi odnaleźć w sobie pokłady radości. Bo wiara daje radość i oparcie. Dzisiaj się uśmiecham i wierzę, że Bóg wie, co dla mnie dobre (brzmi naiwnie, prawda?, a jednak tak właśnie jest). Powoli odzyskuję siłę, by żyć i nadzieję, by walczyć o moje dziecko. Nie da się opisać spokoju, jaki płynie z porozumienia z Bogiem, pewności i radości, jaką daje człowiekowi tylko wiara.

Żyjemy w świecie, który uczy nas, że człowiek może wszystko. Wystarczy tylko chcieć i mieć pieniądze, a każdy problem da się rozwiązać, każdą przeszkodę usunąć. Widać to doskonale w życzeniach, jakie sobie składamy. Coraz częściej życzymy „Zdrowia i pieniędzy!” bo to podstawy dla szczęścia, całą resztę zorganizujemy sobie sami. Problem zaczyna się w momencie, kiedy czegoś nie można kupić (miłości, dziecka, zdrowia). Człowiek bez Boga jest w strasznej sytuacji, bo sam chce być bogiem, ale wie, że nie jest wszechmocny.

Podsumuję  informacją dla tych, którzy zajrzeli na tę stronę przypadkowo [wszyscy inni to wiedzą ;)]. Adres skłania do podejrzeń, że to strona dla mocno nawiedzonych w moherowych czapach. Czap ani beretów nie zauważyłam, choć spotkanie zapoznawcze miało miejsce w bardzo zimny listopadowy dzień – są to po prostu normalni ludzie, którzy odkryli, że do życia potrzebują Boga, bo to On nadaje sens ich istnieniu.

Ania    

Pozwolę sobie na dopisanie pod świadectwem Ani pewnej bardzo radosnej wiadomości. Otóż tuż przed Wielkanocą 2009 Ania dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym. Dzielmy tę radość z Anią i wspierajmy modlitwą to poczęte życie.

Jola K.

ŚWIADECTWO AGATY

W mojej historii nie ma niczego szczególnego. Nie wyróżniam się pobożnością ani nigdy niezachwianą wiarą. Jeszcze dwa lata temu patrzyłam z niedowierzaniem i pobłażliwością na koleżankę, która pościła w pracy. Nie rozumiałam wtedy, że można w imię czegoś odmawiać sobie jedzenia.  

Teraz czekam z radością na czas Adwentu i Wielkiego Postu , z radością rezygnuję z posiłków i uczestniczę w Eucharystii. Okazuje się, że to wyrzeczenie daje mi siłę, dzięki której udaje mi się przetrzymać bardzo trudny czas dojrzewania mojego syna. Przed ostatnim Wielkim Postem nie wierzyłam, że znajdę w sobie siłę, aby pójść do spowiedzi po kolejnej awanturze i gorzkich słowach, które padły w domu, ale lektura rozważań na stronie kręgów i chęć powrotu do oczyszczającego stanu wyciszenia, pokory i zawierzenia uratowały mnie przed zacietrzewieniem i brakiem cierpliwości. Wstydzę się swoich upadków, wstyd mi, że kolejny raz postępuję nieroztropnie, pochopnie, zbyt impulsywnie. Widzę jednak, że dzięki spowiedzi i Eucharystii, dzięki modlitwie i rozważaniom moja wiara i świadomość rosną, jestem w stanie więcej wybaczyć i unieść. Nie rozumiałam wcześniej zapewnień, że z postu płynie radość, teraz chciałabym zapewnić wszystkich, którym jest ciężko: z postu płynie radość i siła, która pozwala na przezwyciężanie własnych słabości i jest kluczem do pracy nad sobą. Z trudną sytuacją najlepiej radzić sobie pracując nad sobą, wymagając od siebie i zmieniając siebie. 

ŚWIADECTWO MAŁGOSI

Wraz z rozpoczęciem Wielkopostnych Kręgów Pokutnych (2011) rozpoczęłyśmy w naszej wspólnocie Seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego. Kiedy rozpoczynałam piąty tydzień kręgów i miałam swój piąty dzień postu, zepsuł się komputer. Wiedziałam, za jaki grzech mam Boga przepraszać i które stacje Drogi krzyżowej odprawić, ale nie mogłam znaleźć kartki ze Słowem z Krzyża. Napisałam sms-a do Dorotki, aby mi podała słowo do rozważania, ale Dorotka nie odpisała. 

W poniedziałek poszłam na Mszę Św. i kolejne spotkanie Seminarium Uzdrowienia. Po modlitwie uwielbienia zapytałam Jezusa, czego ode mnie oczekuje i usłyszałam: "Pragnę" . Zapytałam: "czego pragniesz Jezu ?" i usłyszałam: "Miłości". To natchnienie i te słowa były dla mnie takim przerażającym żebraniem Jezusa o miłość. On, Bóg, żebrał o moją miłość grzesznika. Słowa te powracały i nie mogłam o nich zapomnieć. 

Kiedy syn nareperował komputer i zobaczyłam piąte słowo z krzyża - "Pragnę" i rozważania do tego słowa, nie miałam wątpliwości, czego Bóg pragnie. Bóg potwierdził mi w wewnętrznych natchnieniach także inne słowa, które wcześniej od Niego otrzymałam. Kościół to jedno Słowo - Chrystus. 

Jezus dał mi ufność, że w każdym dziele, które podejmujemy w Jego Imię, On jest obecny Żywy i Prawdziwy i sam nas prowadzi, nawet jak zawiedzie sprzęt komputerowy. Jolu, jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam uczestniczyć w tych kręgach modlitewnych i tak doświadczyć bliskości Boga. Dziękuję Bogu za ludzi takich jak Ty i Dorotka, że postawił mi Was na mojej drodze. Szczęść Boże i do usłyszenia. 

ŚWIADECTWO JOLANTY

W Kręgach Pokutnych modlę się od początku ich powstania. W listopadzie 2009r. brałam udział w rekolekcjach ignacjańskich. Tak się złożyło, że pierwszy dzień rekolekcji zbiegł się z dniem mojego postu i modlitwy w Kręgach. Już poprzedniego dnia wieczorem, zaraz po przyjeździe, tak głęboko weszłam w treści rekolekcyjne, że na porannej Eucharystii modliłam się tylko we własnych intencjach - zapominając o Kręgach Pokutnych. 

Zrobiło mi się bardzo przykro dlatego też postanowiłam zapisać się na modlitwę i czuwanie przed Najświętszym Sakramentem w godzinach wieczornych (po 21). Postanowiłam również uczestniczyć, razem z siostrami zakonnymi, w modlitwach brewiarzowych. 
Tego dnia rozważając jedną z radości Maryi - modliłam się o dar mądrości. Okazało się, co potwierdziła modlitwa dnia, że cały kościół modlił się właśnie o dar mądrości. Uznałam to za niezwykły znak Bożego błogosławieństwa dla Kręgów i formy ich funkcjonowania. Kolejnym znakiem było dla mnie doświadczenie wieczorne gdy przyszłam do kaplicy na, zapisane wcześniej, czuwanie modlitewne. Przepraszając Boga, że zapomniałam o moich zobowiązaniach względem Kręgów, zobaczyłam, że rozpoczyna się przygotowanie do mszy św. To był dla mnie prawdziwy cud i dar od Boga. Eucharystia o tak późnej porze? A jednak miała miejsce. Poczułam się kochana, obdarowana i pocieszona. Jednocześnie zobaczyłam, że moje uczestnictwo w Kręgach i moja modlitwa podobają się Bogu i On sam błogosławi temu dziełu. 

Podczas tych rekolekcji doświadczyłam jeszcze jednego obdarowania. Mianowicie, na zakończenie rekolekcji, pamiętając o doświadczeniu sprzed tygodnia - od razu rano, na Eucharystii, modliłam się za Kręgi Pokutne. Natomiast po obiedzie odbyła się jeszcze jedna msza, na dodatek prymicyjna, podczas której mogłam przyjąć Pana Jezusa we własnych intencjach, otrzymując jednocześnie błogosławieństwo prymicyjne dla siebie i całej mojej rodziny. Chwała Panu! 

ŚWIADECTWO DOROTY

Kręgi w tym roku piękne. To takie małe świadectwo dla Ciebie (na razie może) :). Bardzo mocno odkryłam potrzebę i moc tych dni postu. Pan Bóg dał mi w pewnym momencie słowo: "Nawróćcie się do mnie całym sercem przez post, płacz i lament" Bardzo mnie dotknęły te słowa i mam jakieś poczucie, że to bardzo ważna droga dla mnie w tym momencie. I pewnie dla innych, bo intencje miłe Panu :) 

Tak streszczając powiem, że mimo, że biorę w kręgach udział już chyba kilka lat ? (leci ten czas), to w pełni czuję w tym roku, że to wielka ochrona i broń. I coś mi się wydaję, że będę musiała przenieść jakąś formę większego poszczenia na po kręgach :) 

Tak pisała Dorota w ubiegłym (2011) roku. A w tym roku, gdy ją zapytałam o zgodę na umieszczenie świadectwa na stronie, napisała jakby ciąg dalszy: 

Nie mam oczywiście nic przeciwko temu, żebyś zamieściła to świadectwo. Mogłabym do niego wiele dodać, bo ciągle się wszystko zmienia i np. w tegorocznych Adwentowych Kręgach bardzo czułam Bożą pomoc, szczególnie w sprawie postu, bo od tamtej pory "mocno" poszczę w piątki i miałam trochę obawy, czy dam sobie radę. I zupełnie niepotrzebnie, bo Pan Bóg wziął wszystko w swoje ręce i pięknie wszystko układał. 

Każdy dzień ostatnich Kręgów był wielkim prezentem od Pana Boga i właśnie w te dni bardzo wiele mi pokazywał, o czym Ci kiedyś opowiem. Działał bardzo konkretnie. 

Trzymaj się Jolu. Dużo sił i Miłości. 
Będę z Wami w modlitwie w sobotę :) 

Dorota

ŚWIADECTWO JOLI

Post był dla mnie zawsze ważnym elementem mojego życia wewnętrznego. Już w młodości, gdy modliłam się w jakiejś trudnej sprawie, wzmacniałam swoją modlitwę postem, gdyż czułam, że Bóg potrzebuje  dodatkowej ofiary, aby spełnić to, o co prosiłam na modlitwie. Czułam wtedy wyraźnie, że podłączam tę moją małą ofiarę do Jego wielkiej ofiary na Krzyżu i tą mocą walczę ze złem w sobie, czy innych, za którymi prosiłam.

Choć stosuję post ścisły w określonych okresach roku już od wielu lat, to nie ukrywam, że nadal jestem lepszym teoretykiem, niż praktykiem w tym temacie i na pewno długa droga przede mną do tego, aby mój post był „dobry”.

Post odsłania mi prawdę o mnie samej, o mojej słabości, braku miłości i silnej woli. Kiedyś, gdy nie dotrzymywałam założonego postu, byłam sfrustrowana, teraz oddaję Bogu moją słabość z wiarą, że „moc w słabości się doskonali” i proszę Go tym usilniej o łaskę dobrego postu. W ogóle uważam, że bez szczególnej modlitwy o łaskę postu, nawet już kilka dni przed, żaden post się nie uda.

Dla mnie najmocniejszym skutkiem postu jest odzyskanie wewnętrznej równowagi, nakierowanie swoich myśli na istotę mojego życia, na ten właściwy „głód” i właściwy „pokarm”.  Post pozwala mi przywrócić „raj utracony” we mnie przez grzech, odzyskać Boży ład, według którego ciało jest poddane duchowi. Gdy odczuwam głód fizyczny i wszystkie moje zmysły domagają się pokarmu, wtedy mówię mojemu ciału:  NIE! Nie poddam się twojej tyranii, nie dostaniesz  teraz pokarmu, bo nie ty tu rządzisz! Nie samym chlebem żyje człowiek!

Przemawia tu do mnie rozumowanie Ojca Bronisława Mokrzyckiego SJ, który zwraca uwagę na to, że „przez post nasze ciało jest upokorzone i w ten sposób człowiek współdziała z Chrystusem ukrzyżowanym i upodabnia się do Niego, wchodzi na drogę powrotu do raju, odzyskuje utraconą harmonię poddając ciało duchowi. Gdy duch panuje, ciało słucha ducha, a przez to i Boga. Grzech odcina Boże światło w nas i wtedy zaczyna się tyrania ciała panującego nad duchem, a więc to, co niższe panuje nad tym, co wyższe. Jest to wpływ szatana, który nie uznał Bożego ładu. Poddając się temu, człowiek odcina się od Boga i materia tłamsi niejako ducha zaprowadzając w nim chaos i dysharmonię, zmysły zniewalają ducha. Bóg na Krzyżu jest pokorny, uniżony, zhańbiony, w bólu i upokorzeniu ciała zbawia świat i przywraca ład.” A więc przez post staję się bardziej człowiekiem duchowym i noszę niejako „umieranie Chrystusa w swoim ciele” konieczne do przywrócenia ładu i harmonii.

Wyraźnie czuję, że skuteczny jest tylko post, który mnie naprawdę kosztuje, w wersji „light” nie działa. Poszcząc solidaryzuję się też z wszystkimi, którzy cierpią głód. Mobilizuje mnie to do pomocy takim ludziom. Nie przypadkowo obok postu stawia się jałmużnę i modlitwę. Post bez uczynków miłosierdzia nie ma sensu. Słuszne jest powiedzenie, że modlitwa wzmacnia i odnawia moją relację z Bogiem, jałmużna z bliźnim a post porządkuje mnie samego. Właśnie w Kręgach Modlitwy i Postu te elementy występuję obok siebie. W dniu postu modlimy się (mając poczucie wspólnoty) i pełnimy uczynki miłosierdzia (szeroko rozumiana jałmużna).

Zastanawiałam się kiedyś, dlaczego post jest tak trudny. Dlaczego tak trudno obyć się jeden dzień w tygodniu bez pokarmu, który dzień przed postem i dzień po nim już wcale nie jest  tak atrakcyjny ? Sądzę, że nie tylko dlatego, że jesteśmy naprawdę zmysłowi i mamy słabą wolę, ale też dlatego, że każdy post jest naprawdę atakowany przez szatana, który zna jego moc i nie znosi żadnej formy pokory ze strony człowieka, a dobry post taki właśnie jest. Bez pokory post nie ma żadnej mocy, dlatego powinien być podejmowany w ukryciu. 

W Księdze Starców jest taki tekst: Był pewien pustelnik, który wypędzał złe duchy i pytał się ich: „Co was wypędza: posty?" Odpowiedziały: „My nie jadamy, ani nie pijamy". „Czuwania?" Odrzekły: „My nie śpimy!". „Życie pustelnicze?". Odparły: „My sami mieszkamy na pustelni". Więc co was wypędza? Odpowiedziały: „Nic nas pokonać nie może oprócz pokory".

Patrząc na post bardziej pragmatycznie, zauważam, że w dniu postu mam więcej czasu, bo nie muszę przygotowywać i planować posiłków, robić zakupów. Tę „pustkę” staram się zagospodarować modlitwą, również po to, aby wzmocnić się na dalszą część duchowej walki. Zresztą w ciągu dnia często wznoszę do Boga akty strzeliste, prosząc Go o wsparcie, gdy czuję, że głód wywołuje we mnie złe emocje („ jak Polak głodny, to zły”).

Jako matka nastoletnich synów żałuję, że w programach szkolnych i duszpasterskich nie mówi się dziś o ascezie, że asceza i wszelkie umartwienie kojarzy się negatywnie. Nie sprzyja to na pewno kształtowaniu hartu ducha i silnej woli. Może z tego powodu jest tak wiele depresji wśród nastolatków, a nawet samobójstw. Post uczy cierpliwości, której tak brakuje dzisiejszej młodzieży. Mam jednak nadzieję, że post i inne formy ascezy zostaną na nowo odkryte, również przez młodych ludzi. Pewien niemiecki franciszkanin opowiadał, że jedyne zakony, które nie skarżą się na brak naboru w Niemczech to te o surowej regule.

Cieszę się, że są wspólnoty w Polsce, które podejmują post ścisły i go propagują. Mam nadzieję, że coraz więcej wierzących odkryje go na nowo i przyjmie jako stały element do swojego życia duchowego i to nie tylko post pokarmowy. Można przecież nakazać sobie post od internetu, komórki, złych, raniących słów, od pesymizmu, własnych przywar i nałogów. I ten wewnętrzny post może okazać się o wiele trudniejszy…

ŚWIADECTWO MAŁGORZATY

 Przystąpienie do Kręgów pogłębiło moją duchowość a modlitwa stała się dla mnie rzeczywistym spotkaniem z Bogiem.

Nie ukrywam, że podjęcie przeze mnie postu było bardzo trudne, ale mimo to trwam w tym postanowieniu, także w świadomości wsparcia modlitewnego innych osób.

Post i modlitwa pozwalają mi na prawdziwe i głębokie przeżywanie Wielkiego Postu, toteż w moich tegorocznych intencjach będę pamiętała o Kręgach, wypraszając moc łask dla uczestników i prosząc Ducha Świętego o prowadzenie.