"MANIFEST CYWILIZACJI MIŁOŚCI" TO PROGRAM NASZEJ NOWEJ INICJATYWY O NAZWIE - "CYWILIZACJA MIŁOŚCI". OSOBY, KTÓRE CHCIAŁYBY DO NAS DOŁĄCZYĆ MOGĄ TO ZROBIĆ POPRZEZ FORMULARZ KONTAKTOWY ZE STRONY KRĘGÓW, ALBO BEZPOŚREDNIO PRZEZ MÓJ ADRES MAILOWY: jolacoco66@gmail.com
Poniżej zamieszczam kluczowe maile i teksty (programowe) dla całej akcji. Osoby, które włączyły się w tę inicjatywę, otrzymują ode mnie codziennie maila – jest to forma stałego kontaktu z uczestnikami i duchowej formacji. Akcja rozpoczęła się 18 lutego i była pomyślana jako prezent na 100. urodziny Jana Pawła II (18 maja 2020), który był gorliwym promotorem tej akcji, ale po urodzinach trwa nadal.
Cywilizacja miłości – mail zapowiadający akcję (17.02.2020)
Moi Drodzy,
jak wiecie w tym roku – 18 maja – będziemy obchodzić 100 rocznicę urodzin naszego Jana Pawła II, czyli od jutra do tej daty zostało 3 miesiące. No i 2,5 tygodnia po tym wydarzeniu – 7 czerwca - będziemy uczestniczyć w wyczekanej beatyfikacji Kard. Wyszyńskiego, nie tylko tak bardzo związanego z naszym Papieżem, ale i prawdziwego specjalisty od miłości bliźniego. To jego tekst „ABC Społecznej Krucjaty Miłości” widnieje na każdej okładce czasopisma „Miłujcie się”. Zachęcam do zgłębienia jego biografii przed beatyfikacją, bo na pewno zostało jeszcze dużo do odkrycia.
Dlaczego o tym piszę? Otóż pomyślałam sobie, że powinniśmy jakoś szczególnie przygotować się do obchodów tych pięknych wydarzeń, a ponieważ Jan Paweł II tak często mówił o „cywilizacji miłości” i swoim pragnieniu, aby ona zapanowała w świecie, to spróbujmy przez te 3 miesiące coś w tym kierunku zrobić. Jak sobie to wyobrażam, przedstawię jutro, a dziś przesyłam jedynie tekst poświęcony właśnie „cywilizacji miłości”, aby Was „nastroić” na ten temat.
Pomyślcie też sami, jak Wy moglibyście mocniej i skuteczniej, niż do tej pory, realizować to wielkie pragnienie Papieża. Polska jest uznawana za wyspę katolicyzmu w Europie, ale z tym naszym katolicyzmem nie jest wcale tak dobrze. To my – wierzący – jesteśmy odpowiedzialni za poziom nadziei w świecie, a właśnie w Polsce jest, wg statystyk, bardzo dużo samobójstw! Sama obserwuję wśród swoich „kościołkowych” znajomych, jak martwa i letnia jest ich wiara, a Jezus mówi przecież „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął”. I właśnie przez te trzy miesiące (ale i potem :) chciałabym rozpalać w Was i w sobie ten ogień, o którym marzy Jezus, o którym marzy nasz Papież w niebie i każdy inny święty.
Pozdrawiam Was i proszę o włączenie się w miarę możliwości, ale przede wszystkim chęci! w ten duchowy projekt.
Z modlitwą,
Jola
Cywilizacja miłości – 18.02.2020 (Dzień pierwszy)
Moi Drodzy,
jak już wspomniałam wczoraj, postaram się dziś przedstawić „mój plan” na te 3 miesiące intensywniejszego i bardziej świadomego współtworzenia „cywilizacji miłości”, do której nawoływał Jan Paweł II. Na ten czas i na tę naszą akcję wylosowałam dziś patronkę – jest nią św. Faustyna, a przesłanie zamieszczone na stronie sióstr miłosierdzia z Krakowa (one organizują od kilku lat losowanie patrona roku)pod tą patronką brzmi następująco: Każdej pojedynczej duszy czy to świętość, czy upadek odbija się w całym Kościele (Dz. 1475) i niech to będzie pierwsza wskazówka dla nas.
Im radykalniej pójdziemy za Chrystusem, im bardziej zadbamy o czystość naszych serc, czyli o osobistą świętość, tym więcej dobra rozleje się na świat, bo jesteśmy jak system naczyń połączonych, jak jedna wielka rodzina. Czym więcej miłości, tym…więcej miłości! – jak mawiają Monika i Marcin Gajdowie i o to nam będzie chodzić w tym projekcie pod tytułem: „Cywilizacja Miłości”. Naprawdę jeden czyn uczyniony z miłości może zmienić bieg historii. Wielka budowla składa się z pojedynczych cegiełek, a więc dołóżmy swoje cegiełki każdego dnia.
Drugim ulubionym powiedzeniem Gajdów jest: „wszystko w wolności!”, i ja też się pod to „podczepiam” i proszę Was, abyście osobiście rozeznali na modlitwie, co i ile z tego, co Wam zaproponuję, przejmiecie dla siebie, co zmodyfikujecie, albo zmienicie. Liderów wspólnot zachęcam, aby zorganizowali podobną akcję (albo z własnym scenariuszem, albo przekierowując moje propozycje) w swoich wspólnotach, wtedy będzie nas więcej, a o to przecież chodzi.
W tym miejscu zacytuję fragment tekstu Wincentego Łaszewskiego (dotyczącego objawień w Fatimie) z jego genialnej książki: „Rewolucja Maryi”:
Pontevedra kontemplowana przez serce… Myślę, że jest to właściwa metoda dla nas, sług Maryi. Powinniśmy głosić światu wielkie dzieła Boże (magnalia Dei): apel z Pontevedry, przesłanie fatimskie, wezwanie z Tuy – wszystko – a czynić to z serca do serca. Cor ad cor loquitur (Serce mówi do serca) – mówił za św. Franciszkiem Salezym błogosławiony kardynał Newman, obdarzony wielkim intelektem i jeszcze większym sercem. Któż, jak nie my, powinien zrozumieć rolę serca w naszym życiu, w naszej misji, w całym naszym zaangażowaniu w Fatimę, w naszym chrześcijaństwie? Dobrze pamiętamy: w Fatimie Matka Boża cały czas mówiła o swoim Niepokalanym Sercu. I dalej Pan Wincenty Ł. Pisze tak:
Otwieram więc swoje serce – proszę, zróbcie to samo. Jesteśmy rodziną. Mamy misję do wypełnienia: misję serca. Musimy współpracować – serce obok serca, serce obok Niepokalanego Serca. Newman mawiał, że tak wiele świętości gubi się w Kościele, ponieważ bracia i siostry odmawiają dzielenia się między sobą tajemnicami serc.
Czynię to dzisiaj, kontemplując cuda Dzieciątka Jezus z Pontevedry. Maryja dzieli się z nami swoim sercem. Zróbmy to samo”.
I to jest najważniejszy apel ode mnie do Was, abyście podjęli „misję serca”, abyście dzielili się swoim sercem tam, gdzie Was Bóg postawił i wobec tych, których Wam niejako „zadał”, bo jesteśmy sobie „zadani”, by dzielić się miłością, wypełniać uczynki miłosierdzia, przewiązywać i leczyć rany naszych bliźnich. Prośmy więc Ducha Świętego, Matkę Miłosierdzia, naszą Patronkę Faustynę i szczególnego patrona – Jana Pawła II, aby wyprosili nam tę „wyobraźnię miłosierdzia”, o którą Papież tak apelował. Zajrzyjmy więc do książeczki do nabożeństwa i przypomnijmy sobie Uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała. Św. Faustyna mówiła, że tam, gdzie nie możesz czynem okazać miłosierdzia bliźniemu, spróbuj dotrzeć do niego słowem, jeśli i to jest niemożliwe, zawsze pozostaje modlitwa.
Ponieważ „na początku było Słowo” – proponuję, jako pierwszy punkt danego dnia, poranną medytację nad Słowem Bożym – teraz akurat, aż do wtorku przed Środą Popielcową czytamy przepiękny List Św. Jakuba – zatrzymajmy się dłużej nad tymi tekstami. Dzisiejsze czytania można znaleźć tutaj: mateusz.pl/czytania/2020/20200218.html
Oczywiście Eucharystia i Adoracja są absolutną osią i centrum naszego codziennego programu – to tutaj „tankujemy” miłość do naszych serc i otrzymujemy najwięcej bożych natchnień.
Proponuję też przynajmniej raz odprawić Nowennę za przyczyną św. Jana Pawła II, albo przynajmniej odmówić Litanię do niego. Dwie wersje nowenny i Litanię załączam.
Nie wiem, jak często będę pisać – czasem pewnie codziennie, czasem rzadziej – będę po prosu słuchać Ducha :) i Wy Go słuchajcie i opracujcie swój własny plan na ten czas. Zachęcam Was do częstego wysyłania do nieba w ciągu dnia następujących Aktów Strzelistych, których skuteczność sprawdziłam na sobie:
- Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi
- Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości, zanurz mnie w sobie i przemień mnie w siebie
- Niepokalane Serce Maryi, bądź moim ratunkiem
- Matko Pięknej Miłości, ucz mnie we wszystkim miłować i służyć
- Maryjo, Matko Miłosierdzia, udziel mi swojej wyobraźni miłosierdzia
- Niepokalana Matko Wielkiego Zawierzenia – oddajemy się Tobie bez zastrzeżeń
Ponieważ w żadnym duchowym projekcie nie ruszymy bez pokory, to o pokorę apeluję do Was szczególnie w tym pierwszym dniu i przytaczam tekst: „Pozwól, aby Bóg cię niósł”, który pod dzisiejszą datą (książka zawiera fragmenty homilii autora na każdy dzień roku) przeczytałam w książce mojego ulubionego autora – Wilfrida Stinissena OCD:
„Bóg, sam będąc wielkim, przedkłada małość ponad wielkość. To może nas zadziwia, ale czy w nas samych nie dostrzegamy czegoś podobnego? Choć nasza kultura zmierza ku temu, by wciąż czegoś dokonywać i umieć tyle, ile tylko możliwe, to jednak nie ludzie postępowi i mocni budzą naszą sympatię. Zdolni budzą podziw, ale nie miłość. Jednak kiedy uzdolniony człowiek odważy się pokazać swą małość i wrażliwość, wówczas łatwo zyskuje naszą sympatię. (…) To, że niełatwo nam polubić tych zdolnych, zależy chyba częściowo od tego, że boimy się, iż sami znajdziemy się w cieniu. Nie chcielibyśmy raczej, aby inni nas zasłaniali.
Lecz Bóg nie jest taki jak my. Jego miłość do tego, co małe, jest absolutnie czysta. On chce nam przekazać samego siebie, chce dać nam swoje życie. Wie, że możemy je przyjąć dopiero wtedy, kiedy sami się otworzymy, kiedy zaakceptujemy naszą zależność od własnej małości.
Jeżeli wydaje ci się, że możesz postąpić w życiu wewnętrznym, opierając się na własnych siłach, proszę bardzo, możesz spróbować. W drodze zobaczysz, jakie masz możliwości. Natomiast, jeśli uważasz, że nie potrafisz, to dobrze. Wówczas bowiem Bóg ma szansę dać ci swoją moc. On zawsze chce nieść tych, którzy nie potrafią chodzić, ale oni muszą Mu na to pozwolić. Kiedy Bóg będzie cię niósł, szybciej dojdziesz do celu.”
To tyle na dzisiaj, Kochani – pamiętajcie jeszcze koniecznie o Rachunku sumienia wieczorem, aby „rozliczyć się” z tego, co zrobiliście dla cywilizacji miłości w danym dniu…:), a potem, bez względu na to, jaki jest „bilans”, zakończcie Kantykiem Maryi, czyli Magnificat: „Wielbi dusza moja Pana…”, bo i tak mamy tysiące powodów, aby oddać chwałę Bogu, a najlepiej robić to z Maryją.
Pozdrawiam Was serdecznie, proszę o modlitwę i zapewniam o swojej,
Jola
W intencji uczestników zostały odprawione 3 Msze święte (18 lutego, 18 marca i 18 kwietnia), a także otrzymaliśmy trzy błogosławieństwa od zaprzyjaźnionych kapłanów (ks. Hybza jest też uczestnikiem) i teksty o tym, jak oni rozumieją pojęcie „Cywilizacja Miłości”.
Cywilizacja miłości zaczyna się w sercu Boga, przychodzi do nas w Mocy Ducha Świętego i ogarnia nasze wnętrze tak mocno, że nie potrafimy się powstrzymać, aby nie zaświadczyć o niej naszym własnym życiem.
Cywilizacja miłości jest więc, radosnym świadectwem o tych darach Boga, które otrzymałem i codziennie otrzymuję od mego Pana. Będąc w każdym miejscu, w każdym środowisku - niewiele trzeba, żeby być świadkiem.
Trzeba być po prostu otwartym na Pana Boga i mieć świadomość, że On naprawdę jest, nawet wtedy, gdy jest nam niesamowicie ciężko i trudno. On w każdym momencie będzie nas wspierał, jeśli tylko powiemy „tak” dla budowania cywilizacji miłości”..
Niech wszystkich uczestników tej pięknej inicjatywy Cywilizacji miłości Błogosławi Bóg Ojciec i Syn i Duch Święty
z braterskim błogosławieństwem
ks. Jarosław Hybza MIC
Licheń, 7.03.2020
Cywilizacja miłości
Cywilizacja [łac. civilis] wg Encyklopedii PWN to „poziom rozwoju osiągnięty przez społeczeństwo w danej epoce historycznej […], ze szczególnym uwzględnieniem kultury materialnej (zwłaszcza wiedzy ścisłej i techniki), będącej wskaźnikiem opanowania przez ludzi sił przyrody i wykorzystania jej bogactw”.
Chcąc zatem mówić o „cywilizacji miłości” wkraczamy raczej w przestrzeń kultury, szczególnie kultury duchowej człowieka, która wg definicji encyklopedycznej stoi niejako w pewnej opozycji do pojęcia cywilizacji. Możemy jednak spojrzeć na cywilizację poprzez nauczanie naszego wielkiego rodaka św. Jana Pawła II, który etymologii tego słowa upatruje w łacińskim słowie civis – obywatel. Cywilizacja byłaby zatem przejawem humanizacji świata, czynienia go bardziej „ludzkim”, jak pisze Papież: „jest więc raczej cywilizacja poniekąd tym samym co <kultura> .” Samo pojęcie „cywilizacji miłości” zaproponował już papież Paweł VI , ale to Jan Paweł II, stawiając je w opozycji do pojęcia „cywilizacji śmierci”, zdającej się dominować we współczesnym świecie, uczynił z niego jeden z głównych tematów swego długiego pontyfikatu. Rodzić się może pytanie, czy temat ten jest jeszcze dziś aktualny, dziś w dobie powszechnej globalizacji, która będąc z jednej strony prostą konsekwencją rozwoju naszej cywilizacji, obiecującą światu dobrobyt, bezpieczeństwo, czy uniwersalne wartości, z drugiej jednak strony niesie tak wiele zagrożeń, których jak nigdy chyba dotąd stajemy się świadomi.
A jednak „cywilizacja miłości” to nadzieja. Człowiek wciąż pragnie życia - nie śmierci, radości – nie smutku, miłości – nie obojętności, czy fatalistycznego zdania się na to, co wydaje się, że nieuchronnie musi przyjść. Ciągle brzmi jak potężny dzwon wołanie Ewangelii Chrystusa o nieskończonej miłości Boga. Św. Jan Apostoł powiada: „Bóg jest miłością ”. Jakże potrzeba w naszej postmodernistycznej cywilizacji usłyszeć to jeszcze raz, może inaczej, za pomocą innych środków i metod, ale usłyszeć to Boże zaproszenie do miłości i życia miłością. Sam rozwój ekonomiczny, gospodarczy, czy technologiczny nie wystarczy aby zaspokoić przedziwne pragnienie ludzkiego serca by być szczęśliwym, dążenie do realizacji pełni swego człowieczeństwa. Na progu XXI wieku, w zalewie konsumpcjonizmu, nihilizmu czy ideologii wrogich człowiekowi, „cywilizacja miłości” jest zaproszeniem do przemiany tego świata, do humanizowania go, „cywilizowania” go miłością, która ma swe źródło w agape Boga. Jest powrotem do zachwytu Bogiem i jego przedziwną miłością do człowieka, ale także wyjściem ze swego zamkniętego świata ku drugiemu człowiekowi. Głoszenie „cywilizacji miłości” to zatem przede wszystkim ewangelizacja, radosne niesienie orędzia o zbawieniu i miłości Boga skomplikowanemu współczesnemu światu. To braterstwo w różnorodności kultur i tradycji, nadzieja na pokojowe rozwiązywanie problemów nurtujących współczesny świat.
Na budowanie w swoich sercach, rodzinach i społeczeństwie „cywilizacji miłości” z serca błogosławię!
ks. dr Marek Pawlak
Wszystko na większą Chwałę Bożą!
Cywilizacja miłości – już samo to określenie jest prosto podanym „sposobem na życie”. Cywilizacja: to pewna konstrukcja nie tylko kulturowa. To styl życia, obejmujący wszystko, co człowiek tworzy, czym syci swoje serce, co zbiera, jako owoc swoich aktywności. Cywilizacja to świat myśli połączony ze światem czynu. To owoc konkretnych wyborów ostatecznie określających stan życia. Ponieważ jest to rzeczywistość bardzo konkretna, więc dość łatwo ją opisać. Mówimy „cywilizacja starożytnego Egiptu” i widzimy piramidy, a pod powiekami przesuwają się nam sceny z „Faraona”. A kiedy mówimy cywilizacja miłości? Tu włącza się drugi element konstytutywny dla całej sprawy – wskazujący jej prawdziwy fundament: miłość. Jeśli żyję współ-tworząc cywilizację miłości – to znaczy żyję w duchu zwycięskiej ofiary, aż do zapomnienia o sobie. Jeżeli żyję w duchu cywilizacji miłości, to znaczy, że pragnę żyć na co dzień błogosławieństwami, a Kazanie na Górze jest dla mnie programem na życie. To ona – miłość, wyznacza styl działania, ona inspiruje konkretne, codzienne wybory, wreszcie to ona doprowadzi na szczyt – nie na „piramidy”, ale do znaku miłości największej – do Krzyża. I do zmartwychwstania.
Wszystkim uczestnikom Kręgów Modlitwy i Postu, zaangażowanych w szerzenie cywilizacji Miłości, niech błogosławi Bóg Wszechmogący + Ojciec+ i Syn+ i Duch Święty
Amen.
Ks. Jarek Kwiatkowski
Nie możemy się łudzić: tylko po wzajemnej miłości i trosce o potrzebujących zostaniemy rozpoznani jako prawdziwi uczniowie Chrystusa (JP II, 2004)
Moi Drodzy,
gdy w ubiegłym roku byłam na rekolekcjach charyzmatycznych z ks. Jackiem Skowrońskim ze Szczecina i grupą „Razem z Bogiem”, podczas modlitwy wstawienniczej otrzymałam takie słowo z Listu św. Pawła do Koryntian: „Powszechnie o was wiadomo, żeście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc. A dzięki Chrystusowi taką ufność w Bogu pokładamy. Nie żebyśmy uważali, że jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie, lecz wiemy, że ta możność nasza jest z Boga. On też sprawił, żeśmy mogli stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia.”
W myśl przytoczonych tu słów św. Pawła, wierzę, że to moje pisanie do Was, czy to od 13 lat w kwestii Kręgów – przynajmniej dwa razy w roku, czy to – codzienne – w ramach „Cywilizacji Miłości” nie jest przypadkowe, lecz jest Wolą Bożą, ale „nie żebym uważała, że jestem w stanie pomyśleć coś z siebie”, bo nie jestem!, „lecz wiem, że ta możność jest z Boga” i tylko z Niego, bo nie piszę nigdy do Was bez uprzedniej modlitwy i wsłuchiwania się w pragnienia Jego Serca. Proszę więc o zaufanie…
Dziś piszę o tym do Was, bo przyszedł czas jakichś konkretów w kwestii nowej inicjatywy, jaką jest „CM”, nadania jej określonej formy, a poza tym miłość, która jest w tytule naszej akcji, podobnie jak wiara, jest martwa bez uczynków, tak więc po czasie samej teorii przechodzimy stopniowo do praktyki.
Nasza akcja będzie miała więcej patronów, niż dotychczas, bo charyzmat tych dodatkowych świętych idealnie wpisuje się w nasz i jest nam po prostu potrzebny, jak i ich wstawiennictwo i modlitwa za nas. Oczywiście główną Patronką, zarówno Kręgów jak i nowej inicjatywy, jest Matka Boża Miłosierdzia, która będzie nas uczyć „wyobraźni miłosierdzia” i miłości bliźniego i szukać z nami ludzi samotnych, zagubionych, zrozpaczonych, którzy potrzebują naszej miłości, uwagi i troski.
Ponadto są nimi:
Jan Paweł II (1920-2005)
• jako patron honorowy (na jego urodziny się przygotowujemy),
• jako ten, który rozpowszechnił samo pojęcie „Cywilizacja Miłości” i spokrewnione z nim: „cywilizacja życia” vs „cywilizacja śmierci” i przez cały pontyfikat bardzo się angażował w rozszerzanie „CM”
• jako wielki orędownik Orędzia Miłosierdzia, które jest nierozłączne z „CM”.
• jako człowiek „Totus Tuus”, człowiek zawierzenia
• jako święty o szczególnej wrażliwości na człowieka, jego godność i potrzeby
• jako wielki patriota
• jako święty, który był patronem pierwszego powstałego przed laty Kręgu i z którym jestem szczególnie związana
Bł. kard. Stefan Wyszyński (1901-1981)
• jako autor ABC Społecznej Krucjaty Miłości (tekst przesłałam wczoraj), prawdziwy specjalista od miłości bliźniego, również tych „z drugiej strony barykady”,
• jako wielki duchowy przyjaciel Jana Pawła II,
• jako beatyfikowany akurat w roku nie tylko 100. urodzin Jana Pawła II, ale i 100. Rocznicy Cudu nad Wisłą i innych „setnych” jubileuszy, no i w roku rozpoczęcia naszej akcji, a więc jest jej szczególnym patronem.
• jako człowiek oddany Maryi, człowiek zawierzenia
• jako wielki patriota, który przeprowadził Polskę przez trudne czasy komunizmu
Św. Maksymilian Maria Kolbe (1894-1941)
• jako ten, który w najwyższym stopniu zrealizował przykazanie miłości bliźniego
• jako człowiek zawierzenia, absolutny Szaleniec Niepokalanej
• jako ten, który pragnął rozszerzyć królestwo Niepokalanej na cały świat
• jako ten, który wykorzystywał „nowe media” do głoszenia Dobrej Nowiny
• jako… patron mojej parafii i bardzo mi bliski święty
Św. Brat Albert Chmielowski (1845-1916)
• jako ten, który wykazał się heroiczną miłością bliźniego (pozostawił swe ukochane malarstwo i zamieszkał w ogrzewalni z bezdomnymi, alkoholikami itp.)
• jako autor słynnego obrazu „Ecce Homo”, do którego będziemy nawiązywać i czerpać z niego natchnienia dla naszego charyzmatu
Św. Andrzej Bobola (1591 - 1657)
• Jako męczennik za wiarę (Jego męczeństwo nie ma sobie równych)
• Jako orędownik jedności i męczennik za jedność na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej
• Jako patron na trudne czasy i trudną ewangelizację
• Jako gorliwy apostoł i głosiciel Dobrej Nowiny,
• Jako żarliwy ewangelizator wśród ludzi religijnie zaniedbanych
• Jako nieugięty i wytrwały wyznawca Chrystusa,
• Jako kapłan miłujący Boga i bliźniego aż do oddania życia
• Jako wzór zjednoczenia z Bogiem przez nieustanną modlitwę
• Jako duchowy syn św. Ignacego Loyoli
• Jako skuteczny orędownik w trudnych sprawach (wiele cudów dokonało się za jego przyczyną)
• Jako wzór doskonałości chrześcijańskiej
• Jako Patron Warszawy i jeden z patronów Polski
Św. Ignacy Loyola (1491-1556)
• Jako wzór oddania Bogu i czynienia wszystkiego na Jego większą chwałę (ignacjańskie magis)
• Jako gorliwy misjonarz
• Jako mistrz rozeznawania duchowych poruszeń (autor reguł rozeznawania i ćwiczeń duchownych)
• Jako wzór pokory i miłości w służbie Bogu i bliźniemu
• Jako wychowawca sumień ludzkich
• Jako świetlany przykład radykalnego nawrócenia i uświęcenia
• Jako mistrz modlitwy, ascezy i kontemplacji
• Jako wzór posłuszeństwa Papieżowi i Kościołowi
A teraz 7 kobiet :) (niechronologicznie), co mnie bardzo cieszy i na pewno również Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego, którzy mieli wielki szacunek do kobiet i bardzo w nie wierzyli, nie tylko ze względu na miłość do Maryi i „Totus Tuus”, które obaj realizowali:
Św. Faustyna (1905-1938)
• jako wielki prorok Miłosierdzia
• jako mistrzyni ofiary i modlitwy za grzeszników
• jako wylosowana, a więc opatrznościowa patronka naszej akcji
• jako autorka „Dzienniczka”, z którego będziemy czerpać natchnienia
Św. Terenia z Lisieux (1873-1897)
• jako odkrywczyni „małej drogi”, za którą została Doktorem Kościoła
• jako ta, która odczytała swoje powołanie, by być „Miłością w sercu Kościoła”
• jako ta, której bardzo leżało na sercu wypełnienie Jezusowego „Pragnę” przez modlitwę za grzeszników, dawanie Jezusowi dusz
• jako ta, która obiecała „deszcz róż” z Nieba
Św. Matka Teresa z Kalkuty (1910-1997)
• jako ta, która miłość bliźniego realizowała w stopniu heroicznym w konkrecie życia codziennego, jako niedościgniony wzór oddania człowiekowi potrzebującemu, zapomnianemu, porzuconemu
• jako ta, która, podobnie jak mała Tereska, wsłuchiwała się, podczas wielu godzin Adoracji, w Jezusowe „Pragnę”, by je potem realizować w codzienności
• jako ta, która umiała podejmować trudne decyzje (np. zmiana zgromadzenia), by wypełnić Wolę Bożą
• jako Święta „od ciemności” przyjętych w duchu ofiary za dusze pogrążone w smutku, w ciemnościach niewiary i grzechu
Sługa Boża Chiara Lubich (1920-2008)
• jako ta, która odkryła Boga jako jedyny ideał, który nie przemija, dla którego warto oddać życie
• jako ta, która odkryła na nowo i zgłębiła charyzmat jedności, „testament” Jezusa: „aby wszyscy stanowili jedno”
• jako założycielka ruchu „Focolari”, (jest rówieśnicą Jana Pawła II)
• jako ta, która chciała realizować pragnienia Jezusa zawarte w Ewangelii (dogłębna lektura Pisma Świętego) w sposób radykalny
• jako ta, która odkryła moc jednoczenia ludzi poprzez modlitwę do Jezusa Opuszczonego
• jako propagatorka „jednej rodziny ludzkiej” ponad podziałami politycznymi, światopoglądowymi, kulturowymi.
Bł. Chiara „Luce” Badano (1971-1990)
• jako ta, która promieniała za życia, czy to w zdrowiu, czy w granicznym cierpieniu (rak kości) na rówieśników wielkim światłem, nazywana „Luce” znaczy światło
• jako jedna z najmłodszych błogosławionych Kościoła, z charyzmatem radości dla młodych i wszystkich ludzi pogrążonych w depresji i nihilizmie, jako prowadząca „ku światłu”
• jako ta, której życie jest świadectwem bezwarunkowego „tak” wypowiedzianego miłości Bożej: „Jeśli chcesz tego, Ty, Jezu, ja też tego chcę”.
Owo „tak” ma moc przemienić chorobę w świetlaną wędrówkę z Jezusem ku prawdziwemu Życiu. Aby cierpieć dla Jezusa nie pozwala sobie podawać morfiny.
• jako ta, która należała również kilka lat do ruchu Focolari i znała Ch. Lubich (pisały do siebie) i przejęła jej ideały. Od Chiary Lubich otrzymuje imię „Luce”.
• jako ta, która, wzorem Chiary Lubich, odkryła dla siebie Jezusa Opuszczonego: „Odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem. Pragnę wybrać Go jako swojego jedynego Umiłowanego i przygotować się na Jego przyjście”.
• Jako ta, która w tak młodym wieku osiągnęła heroiczne cnoty i szczyty miłości Boga i bliźniego. Od niej pochodzą słowa: „Nie chodzi o to, by mówić o Bogu. Ja muszę Go dać.” „Niczego już nie posiadam, ale mam jeszcze serce, którym mogę kochać.”
Bł. Matka Elżbieta Róża Czacka (1876-1961)
• jako ta, która będąc sama niewidomą (straciła wzrok w 22 roku życia) angażowała się niezwykle aktywnie w pomoc niewidomym (Laski k. Warszawy)
• jako ta, która swoje cierpienia ofiarowała za duchową ślepotę ludzi
• jako ta, która zabiegała o budowanie wszelkiego rodzaju wspólnot miłości (w oparciu o model Trójcy Świętej – bezwarunkowe ukierunkowanie swojego życia „ku Miłości”)
• jako autorka swoistego „Hymnu do miłości” (jej credo pedagogiczne), który oddaje jej troskę o optymalizację relacji międzyludzkich zgodnie z zasadą „miłość zawsze i wszędzie”
Św. Teresa Benedykta od Krzyża (1891-1942)
• Jako wzór poszukiwania prawdy i wierności tej prawdzie aż do męczeńskiej śmierci
• Jako mistrzyni połączenia wiary z rozwojem intelektualnym (fides et ratio)
• Jako wzór posłuszeństwa i wypełnienia Woli Bożej aż do końca
• Jako kobieta świadoma geniuszu i roli kobiety w świecie i uświadamiająca ją innym
• Jako mistrzyni życia duchowego i autorka wielu książek pomagających zbliżać się do Boga („kto szuka prawdy, szuka Boga”)
• Jako mistrzyni kontemplacji i umiłowania Krzyża
• Jako wzór radykalnego nawrócenia i pozostawienia kariery i tego, co światowe dla najwyższej Prawdy - dla Boga
• Jako wzór heroicznej miłości do swojego narodu
• Jako duchowa córka Karmelu
• Jako bratnia dusza św. Maksymiliana przez dobrowolną ofiarę z życia (mogła uniknąć śmierci)
• Jako Patronka Europy
Gorąco zachęcam, aby we własnym zakresie zgłębiać życie i charyzmat przedstawionych świętych i rozeznawać na modlitwie, jakie przesłanie niesie ten święty dla mnie osobiście, co Duch Święty chce mi powiedzieć przez tę postać, co mogę i chcę przejąć z jej/jego życia dla siebie.
Na koniec przytoczę tzw. „Hymn do miłości” Matki Elżbiety Róży Czackiej:
(…) Owo uszlachetnianie się przez Miłość w sposób niezwykle sugestywny,
a zarazem prosty, wyraziła Matka Elżbieta Czacka w swoim „Hymnie o Miłości’. Mimo
iż został ów tekst napisany z myślą o środowisku Lasek, dobrze byłoby potraktować go
jako swoistego rodzaju credo pedagogiczne – możliwe do aplikacji we wszelkich
wspólnotach zatroskanych o optymalny kształt relacji międzyludzkich. Być może –
nawet w okrojonej nieco formie – posłuży niektórym jako swoistego rodzaju mały
rachunek sumienia:
„Podstawą życia w Laskach – pisze Matka Czacka – musi być miłość. Miłość
Boga i bliźniego. Miłość nadprzyrodzona, której towarzyszy mądrość. Miłość, która
wszystkich z sobą łączy w prawdzie, w życzliwości, sprawiedliwości i dobroci. Miłość,
która widzi istotną wartość człowieka, nie zważając na usterki lub drobne
śmieszności.. Miłość, która potrafi karcić, gdy tego zachodzi potrzeba, mając na
względzie dobro osoby, którą się karci, i dobro jej otoczenia. Miłość, która nie waha
się usunąć nawet osobę szkodliwą dla innych. Miłość, która stara się wchodzić
w potrzeby wszystkich, starając się o to, by każdemu jak najlepiej było. Miłość, która
przede wszystkim ma na celu dobro dusz wszystkich i dobro każdej duszy z osobna..
Miłość, która z dobrocią zwraca się do wszystkich, unikając wszystkiego, co może
komu niepotrzebną sprawić przykrość. Miłość, która z serdecznością potrafi
smutnych pocieszać, dodają im siły i odwagi do życia. Miłość cierpliwa, cicha,
pogodna, pełniąca uczynki miłosierne z zapomnieniem o sobie. Miłość, która nie
toleruje w sobie albo w innych sądów, krytyk, obmów, plotek, bolesnych żartów.
Miłość, która jest taką samą w oczy jak i za oczy. Miłość równa, nieulegająca zmianom
i nastrojom. Miłość wierna i stała, czerpiąca całą siłę swoją z Boga. Miłość surowa dla
siebie, a wyrozumiała dla drugich. Miłość nie podejrzliwa, a roztropna. Miłość bez
egoizmu i bez zazdrości, mająca na celu nie siebie, ale bliźnich. Miłość delikatna
i wrażliwa na cierpienia bliźnich. Miłość mająca oczy otwarte na ich potrzeby. Miłość,
która się nigdy nie wynosi, a nikogo nie poniża. Miłość, która modlitwą i uczynkiem
kocha przeciwników i nieprzyjaciół. Miłość, która widzi w każdym bliźnim samego
Pana Jezusa. Miłość, która szuka przede wszystkim obcowania z Bogiem i z Boga
czerpie siłę i umiejętność obcowania z bliźnimi. Miłość, która się cieszy z powodzenia
bliźnich, z ich zalet i cnót.. Miłość, która nikomu niczego nie zazdrości. Miłość w
intencji i miłość objawiająca się na zewnątrz. Miłość prosta, serdeczna, życzliwa
każdemu. Miłość usłużna i zapobiegliwa. Miłość domyślna i zaradna. Miłość i dobroć
w spojrzeniu i w wyrazie twarzy, i w całym zachowaniu. Miłość spokojna
i uspokajająca. Miłość czynna i nigdy niestrudzona. Miłość odważna i szlachetna.
Miłość poświęcająca się i ofiarna. Miłość nie czułostkowa, a głęboka i prawdziwa.
Miłość w myślach, słowach i uczynkach.
Czym mamy się kierować w tworzeniu Cywilizacji Miłości? (II część listu)
Matka Teresa z Kalkuty usłyszała pewnego razu następujące słowa Jezusa (powtarzam za rekolekcjonistą z Płocka): „Moja Mała, chcę, abyś poszła do tych ciemnych nor moich biedaków i zajęła się nimi. Mnie oni nie znają i Mnie nie przyjmą, ale ciebie znają i ciebie przyjmą”.
Tak zaczęła się służba Matki Teresy w slumsach Kalkuty, wśród najuboższych z ubogich. Jednakże jej podopieczni zmagali się głównie z biedą materialną, typową dla tych rejonów świata, my żyjemy w innych szerokościach geograficznych i w zupełnie innej rzeczywistości – to nie bieda materialna dotyka społeczeństwa Zachodu, ale duchowa i moralna, która wiąże się z poczuciem zagubienia, alienacji i coraz dotkliwszej samotności, prowadzącej do depresji i coraz liczniejszych, również wśród bardzo młodych ludzi, samobójstw. W samym roku 2019 w Polsce popełniło samobójstwo 100 dziewcząt i chłopców w wieku do lat 18! W Wielkiej Brytanii powołano ministerstwo do walki z samotnością, która staje się coraz większym problemem krajów wysoko rozwiniętych.
Właśnie w przeciwdziałaniu takim „biedom” współczesnego człowieka, docieraniu do ludzi samotnych, smutnych, tych biblijnych „jeńców siedzących w ciemnościach”, po to, aby „nakarmić duszę przygnębioną”, obudzić w nich nadzieję, aby ich poprowadzić „ku światłu”, czyli do Boga, do wiary, ale zaczynając od uczynków miłosierdzia, widzę nasz charyzmat. Mamy docierać do wszystkich zamkniętych w sobie, ale i w swoich „czterech ścianach”, do ludzi żyjących bez nadziei i radości, ludzi zrezygnowanych, zrozpaczonych, którzy utracili poczucie sensu życia.
Cytowany wielokrotnie Ks. Mietek Puzewicz z Lublina, duszpasterz młodzieży i wolontariatu, napisał na progu tegorocznego Wielkiego Postu tak: Bardziej niż koronawirus zżera nas przygnębienie duszy. (…) Siostry i bracia, nakarmijmy tych ludzi! Jak? Dobrym słowem, uśmiechami, trzymajmy ich za ręce, patrzmy w ich oczy, słuchajmy ich, jak trzeba razem popłaczmy, wypijmy z nimi kawę, a nawet dwie po kolei, pocieszajmy i żartujmy. Po prostu bądźmy z nimi, ze wszystkimi przygnębionymi duszami, które codziennie mamy wokół siebie. Nakarmijmy dusze przygnębione, to jest Boży post!
Nawiązując do słów Jezusa, które skierował do Matki Teresy, my też często – w szpitalach, więzieniach, hospicjach, ale i domach prywatnych, będziemy spotykać ludzi niewierzących lub takich, którzy z różnych powodów tę wiarę utracili i wtedy może być trudno nawiązać kontakt z nimi, zaczynając od wiary, bo oni „nie znają Jezusa”, albo na razie „nie chcą Go znać”. Serce człowieka może zatwardzić nie tylko grzech ciężki, ale i utrata nadziei. W takich sytuacjach należy niejako odwrócić kolejność trzech cnót kardynalnych: „wiary, nadziei i miłości” i zacząć od końca, czyli od miłości, uczynków miłosierdzia, bo tylko miłość może otworzyć serce bardzo poranionego, upokorzonego przez swój grzech, człowieka. Ta miłość obudzi w nim wygasłą nadzieję i dopiero wtedy taki człowiek może się otworzyć na wiarę.
Sama zamierzam, zaraz po okresie kwarantanny, zgłosić się jako wolontariuszka do ursynowskiego lub mokotowskiego hospicjum, aby towarzyszyć tym, których może nikt nie odwiedza, którzy umierają w samotności, aby pomodlić się nad nimi, a jeśli to możliwe, z nimi, i po prostu potrzymać ich za rękę, gdy będą odchodzić na drugą stronę, aby oddać ich „w ręce Boga”.
A więc domy (samotnego) dziecka, samotnej matki, domy opieki społecznej, więzienia, hospicja, szpitale, może szczególnie psychiatryczne (depresje), ale również samotni ludzie z sąsiedztwa, czy z miejsca pracy, byliby naszym celem jako wolontariuszy, albo regularnych pracowników. Mamy już wśród nas dwie kręgowiczki z Lublina, Dorotę i Monikę, które podjęły taką pracę. Dorota zajęła się pracą w domu dziecka, redukując mocno godziny dotychczasowej pracy, druga – po 3-miesięcznym wolontariacie w Indiach, zacznie pracę z dziećmi w wioskach dziecięcych, po rezygnacji z poprzedniej pracy.
Szukajmy ludzi „złamanych na duchu”, bo w tym opuszczonym, samotnym, zapomnianym człowieku czeka na nas sam Chrystus. Człowiek nie jest powołany do samotności, lecz do relacji, gdyż tylko wtedy może kochać i być kochanym, co jest jedynym kluczem do szczęścia i poczucia spełnienia. Żadna roślina nie może się rozwijać bez słońca i żaden człowiek nie może wzrastać bez miłości. Zanieśmy więc tym ludziom miłość, bo to jest ich największy głód i najdotkliwsze pragnienie, pójdźmy do nich, nawet gdyby trzeba było wejść do naprawdę ciemnych „nor ich serc i sumień” – w tym mroku najbardziej potrzebne jest światło.
Przytoczę jeszcze jedną wizję św. Matki Teresy z Kalkuty, która jest dla nas istotna. Jezus tak do niej powiedział: "Chciałbym, by powstał zakon w Indiach, pełny ofiar mojej miłości, który byłby jak Maria oraz Marta i byłby tak zjednoczony, że promieniowałby moją miłością na dusze".
Istotne w tej wizji dla nas jest wskazanie Jezusa na miłość ofiarną, na potrzebę jedności i na charyzmat kontemplacyjno-czynny – wskazany tu poprzez Marię i Martę.
Pod tą wizją znajduje się taki komentarz (na stronie deon.pl):
To właśnie te słowa Eucharystycznego Jezusa sprawiły, że Matka Teresa utworzyła Zgromadzenie Misjonarek Miłości. Ojciec Vazhakala (współpracownik Matki Teresy) wyjaśnia, że święta była tak zjednoczona z Jezusem, że była w stanie promieniować nie swoją miłością, a miłością Jezusa przechodzącą przez Nią.
Podkreślenie pochodzi ode mnie, bo chcę zwrócić uwagę właśnie na te słowa: mamy być tak zjednoczeni z Jezusem, aby promieniować na ludzi potrzebujących nie naszą miłością, lecz Jezusa, ta Miłość ma przechodzić przez nas jak przez soczewkę do innych, mamy być dla nich „Chrystusami”, „żywymi Monstrancjami”, jak Maryja.
W tym momencie przechodzę jakby do meritum naszego charyzmatu. Otóż prosiłam Was w ubiegły piątek, abyście naprawdę głęboko przemedytowali przypadające na ten dzień – piąte Słowo Jezusa z Krzyża: „Pragnę”. Teraz chcę do tego nawiązać, ale najpierw podzielę się z Wami pewnym duchowym przeżyciem, które miałam pod koniec ubiegłego roku:
Pewnego razu, w grudniową sobotę, około południa, przyszłam spontanicznie na Adorację i ze smutkiem spostrzegłam, że w Kaplicy nie ma nikogo. Jezus był zupełnie sam i ja odczułam wyraźnie ten Jego smutek i Jego osamotnienie. Jezus był smutny, bo nikt nie chciał Jego Miłości, ani nikt jej Mu nie dawał, choć tak bardzo był jej spragniony. W tym momencie usłyszałam w sercu, że tak samo smutny jest każdy samotny człowiek, który czeka na miłość, pragnie jej, ale jej nie otrzymuje, ani nikt nie przyjmuje od niego jego miłości, którą on też pragnie dawać.
Obie Chiary – Lubich i „Luce” Badano wybrałam właśnie na patronki naszej akcji, bo one obie zauważyły to osamotnienie i opuszczenie Jezusa i chciały temu przeciwdziałać, jednocząc ludzi wokół takiego Jezusa.
W tym miejscu przytoczę fragment tekstu, który Wam ostatnio przesłałam (ponad 13 lat temu znalazłam go w internecie, niestety nie znam autora), a który tutaj idealnie pasuje:
Po rozdzierającym doświadczeniu nieobecności Boga (Czwarte Słowo z Krzyża), z którym Jezus starł się przed kilkoma chwilami, przychodzi inne: nieobecności człowieka. Jezus jest na Krzyżu SAMOTNY – nawet obecność Matki i Jana nie jest w stanie wypełnić tej samotności. Odrzucenie przez ludzi osiąga w tym momencie swój szczyt. Jego miłość ku człowiekowi została odepchnięta i podeptana. Nikt na nią nie odpowiedział. Świat odwrócił się z pogardą od tego zhańbionego skazańca…
To prawda – była pod krzyżem Maryja, był Jan. Ale mnie zabrakło. Zabrakło mojej miłości. A Jezus pragnie. Pragnie bym był, bym był blisko. Bym przyjął ciepło Jego miłości i dopełnił je ciepłem swojej. Pragnie widzieć moją radość, moje szczęście, pragnie je dzielić ze mną. Lecz mnie nie ma pod krzyżem. Zaszyłem się w mojej samotności i boję się z niej wyjść, choć tyle razy przychodzi mi w niej cierpieć to samo pragnienie, które teraz przeżywa Jezus: pragnienie zwykłej obecności drugiego człowieka, pragnienie „zwykłej” ludzkiej miłości…
Dla św. Matki Teresy (i jej współsióstr) słowo „Pragnę” również było kluczowe - umieściła je obok Krzyża i codziennie rano wpatrywała się w ukrzyżowanego Jezusa i nasłuchiwała Jego pragnień i dopiero potem, po godzinach modlitwy, przede wszystkim Adoracji, szła do swoich biedaków. Ta modlitwa była konieczna, aby mogła zanosić im nie siebie, lecz Jezusa. Czy bez długiej modlitwy, przede wszystkim bez Eucharystii i Adoracji, byłaby w stanie służyć z takim poświęceniem ubogim, obmywać śmierdzące i zarobaczone ciała biedaków i widzieć w nich opuszczonego Jezusa?
W naszym przypadku musi być podobnie. Zanim pójdziemy do ludzi samotnych, poranionych na duszy, a te rany są głębsze i trudniejsze do uleczenia, niż rany ciała, musimy zaczerpnąć u źródła, „zatankować” Miłość z przebitego Serca Jezusa. Mamy zanieść tym biedakom światło Chrystusa, nie własne, bo nie mamy go sami z siebie. Ktoś powiedział, że święci są jak księżyce, bo świecą pożyczonym światłem.
Przez udział w Eucharystii, Adorację, która jest jej przedłużeniem, mamy uzdalniać się do miłości heroicznej, sami stawać się eucharystycznymi, jak mawiał Jan Paweł II, a poprzez Różaniec, czyli z Maryją, w Jej szkole, a także poprzez lectio divina mamy wsłuchiwać się w pragnienia Serca Jezusa, bo w Nim, w Jego przebitym włócznią Sercu, są zamknięte pragnienia współczesnego człowieka i zaspokajając je zaspokajamy jednocześnie Jezusowe pragnienia, bo On tak bardzo cierpi w każdym samotnym i smutnym człowieku. Nie jest to jednak możliwe bez osobistej ofiary, bo tak jak w ranach Jezusa jest nasze zdrowie, tak i zdrowie naszych poranionych braci i sióstr jest w naszych ranach.
W tym miejscu przytoczę znany już Wam tekst Ojca B. Mokrzyckiego SJ, który najlepiej tłumaczy tę zależność:
(…) skoro Jezusowa Krew uobecniana w Eucharystii mówi o Jego Ofierze, bo to jest Krew „za was i za wielu wylana na odpuszczenie grzechów”, to zauważamy, że napojenie duchowe, czyli gaszenie duchowego pragnienia zawiera w sobie konieczność ofiary. Swoje najgłębsze pragnienia ugasić możesz tylko Ofiarą Chrystusa! I wzajemnie – ty możesz zaspokoić Jego wołanie z krzyża: Pragnę (J 19, 28). Zaspokoisz je, gdy sam staniesz się duszą ofiarną – gdy w dialogu miłości podejmiesz ofiarę: „Dla Ciebie, Panie Jezu!” i swoje cierpienie złączysz z Jego męką.
Tylko w ten sposób ugasisz też pragnienia innych – ugasisz je tylko wtedy, gdy podejmiesz ofiarę w łączności z Jezusową Ofiarą. Gdy zaś odrzucisz ofiarę, będziesz chciał jakoś ją ominąć, uchylić się od niej – nigdy nie ugasisz pragnienia. I będziesz sam pić i innym podawać różne „napoje” marzeń, wyobrażeń, wrażeń, rzeczy, pochwał, statusu społecznego – i nic! Pragnienie będzie coraz większe i rozpacz coraz głębsza, bo prędzej czy później okaże się, że to, co miało napoić, nie napoiło!
Natomiast tam, gdzie jest ofiara za innych, gdzie może nawet jest krew ofiarna, ale złączona z Krwią Chrystusa – Eucharystycznego Baranka, tam jest prawdziwe „napojenie”. Tam bowiem rośnie, dojrzewa miłość, gdyż miłość „karmi się” ofiarą.
To napojenie osoby, bytu ludzkiego, dokonuje się więc we Krwi Jezusa – Krwi płynącej z Jego Ciała Ofiarnego, Krwi płynącej w Eucharystii, a jest to Krew serdeczna, przelana z miłości. Tylko Chrystusowa miłość ofiarna gasi wszelkie nasze pragnienia, poczynając od tych najgłębszych – od pragnienia bezpieczeństwa, akceptacji, obecności kogoś bliskiego, zrozumienia, poczucia sensu… (Ojciec B. Mokrzycki, „Duszo Chrystusowa”)
Bądźmy więc Misjonarkami i Misjonarzami Miłości Miłosiernej od Jezusa Samotnego i Spragnionego. Jednak, aby sprostać takiemu charyzmatowi, aby wejść w dzisiejszy poraniony, pogubiony świat i przynosić owoce, trzeba być takimi duchowymi „komandosami i komandoskami do zadań specjalnych”. Gdy ta nazwa przyszła mi na myśl, następnego dnia usłyszałam rozmowę z ks. Dominikiem Chmielewskim, w której nazwał tak Maryję, bo Ona naprawdę jest do zadań specjalnych! Z własnego doświadczenia wiem, że najskuteczniejsi będziemy w tej służbie braciom, trzymając się Jej za rękę – Ona naprawdę nie cofnie się przed żadną duchową biedą, przed najgęściejszą nawet ciemnością. I dlatego trzeba Ją wziąć pod swój dach, „do swojego życia wewnętrznego”, bo takie pragnienie wyraził Jezus w Testamencie z Krzyża „Oto Matka Twoja” i o tym będę pisać w następnej części listu do Was.
Szczęść Boże!
Jola
OTO MATKA TWOJA – CM List (III część)
Moi Drodzy,
wspominałam już, że Bóg pokazuje mi ścisłe powiązanie dzieła Kręgów z trwającą od 18 lutego tego roku nową inicjatywą – „cywilizacją miłości”. Z tych świateł wynika, że słowami, które Jezus wypowiedział na Krzyżu, mamy żyć nie tylko w Wielkim Poście, ale przez cały rok liturgiczny. Jakie przesłania mamy przejąć na co dzień z tych 7 fraz wypowiedzianych w zenicie Męki, spragnionymi wargami, z głębi serca Jezusa na Krzyżu, napiszę w późniejszym czasie, dziś chcę się skupić na drugim po „Pragnę” (J 19, 28) słowie z Krzyża, jako niezmiernie istotnym dla naszego duchowego programu w ramach CM, a mianowicie na słowie trzecim, uważanym za Testament Jezusa dla nas: „Niewiasto, oto syn Twój, … oto Matka twoja” (J 19,26).
Jak już wspomniałam w drugim liście, chciałabym, abyśmy byli w naszej misji swojego rodzaju Misjonarkami Miłości i Miłosierdzia od Jezusa Samotnego i Spragnionego. Chcemy więc wsłuchiwać się w pragnienia Serca Jezusa-Oblubieńca, jakby czytać w Jego „myślach”, by potem, wszelkimi sposobami, spełniać te pragnienia. Większość słów Jezusa na Krzyżu skierowanych jest do Ojca, ale zarówno słowo trzecie (Oto Matka twoja) jak i słowo piąte (Pragnę) Jezus kieruje do stojących pod Krzyżem, a w nich i poprzez nich – do nas. Przyjmujemy więc te słowa ze szczególną uwagą i staramy się je wypełnić.
Kto czuł i rozumiał najlepiej pragnienia Serca Jezusa? Oczywiście Jego Matka – Maryja. Dlatego to Ją musimy przyjąć jako swoją Matkę, Panią i Królową i prosić Ją, aby uczyła nas w swojej szkole rozumieć i spełniać pragnienia Serca Jezusa. Posłużę się tutaj słowami Matki Teresy z Kalkuty, która świetnie to zrozumiała:
„Maryja była pierwszą osobą, która usłyszała wołanie Jezusa „Pragnę”, wraz ze św. Janem i, jestem tego pewna, ze św. Marią Magdaleną. Ponieważ Maryja była wtedy na Kalwarii, wie, jak głęboka jest Jego tęsknota za tobą i wszystkimi biednymi duszami. Czy my to wiemy? Czy czujemy to, co Ona?... Prośmy Ją, aby nas tego nauczyła. Jej rolą jest postawienie ciebie, jak Jana i Magdaleny, „twarzą w twarz” z miłością Serca Jezusa ukrzyżowanego. Wcześniej Maryja była naszą Panią, która błagała za nami, teraz jest Matką, która w swoim imieniu prosi nas – „słuchajcie Jezusa, który pragnie”.
Nic dodać, nic ująć. Rozumiecie teraz, dlaczego tak upieram się przy tym, aby wszyscy uczestnicy Kręgów i CM oddali się Maryi, a mówiąc ściśle – Jezusowi przez Maryję? Dlaczego ponawiam tę prośbę przy każdej możliwej okazji, również teraz proszę, aby od poniedziałku zacząć 33-dniowe przygotowanie do Zawierzenia (lub jego odnowienie) z inicjatorami akcji: Ocalenie (materiały będą na stronie: www.ocalenie.info)? Sama od lat tym zawierzeniem żyję i wiem, że wszystkie owoce duchowe w moim życiu wyprosiła mi Maryja – jako Wszechpośredniczka Łask. Życie po oddaniu Maryi zyskuje naprawdę nową jakość. Aby Was jeszcze bardziej do tego przekonać, załączam jeden rozdział z książki, którą piszę (choć odkąd zwolniłam się z pracy, nie mam na to czasu :) właśnie o mocy prowadzenia Maryi.
Jako główne teksty formacyjne w tym kierunku przytaczam poniżej wybrane fragmenty z książki W. Stinissena: „Powiedz im o Maryi”. Oczywiście jest bardzo dużo literatury na ten temat, ale uważam, że Stinissen ma genialne wyczucie duchowe, ogromną wiedzę i doświadczenie i trafia po prostu w sedno. Polecam więc ten tekst dogłębnej lekturze. Przed jego tekstem zamieszczam jeden istotny cytat o Testamencie z Krzyża autorstwa wielkiego zwolennika zawierzenia Maryi – naszego Jana Pawła II, który przecież w swym herbie umieścił słowa: „Totus Tuus” i który podczas swoich licznych podróży złożył kilkadziesiąt oficjalnych i setki nieoficjalnych aktów oddania świata, poszczególnych kontynentów i państw Jezusowi przez Maryję.
„Maryjny wymiar życia ucznia Chrystusowego wypowiada się w sposób szczególny poprzez takie właśnie synowskie zawierzenie względem Bogurodzicy, które ma swój początek w testamencie Odkupiciela na Golgocie. Zawierzając się po synowsku Maryi, chrześcijanin – podobnie jak apostoł Jan – „przyjmuje” Matkę Chrystusa i wprowadza Ją w to wszystko, co stanowi jego własne życie wewnętrzne, poniekąd jego ludzkie i chrześcijańskie „ja”: „wziął Ją do siebie”. Stara się on w ten sposób wejść w zbawczy zasięg tej „macierzyńskiej miłości”, poprzez którą Matka Odkupiciela „opiekuje się braćmi swego Syna” i „współdziała w ich rodzeniu i wychowaniu” wedle tej miary daru, jaka każdemu jest właściwa z mocy Ducha Chrystusowego. Tak też realizuje się owo macierzyństwo wedle Ducha, jakie stało się udziałem Maryi pod Krzyżem i w wieczerniku.”
(Jan Paweł II, Redemptoris Mater, n. 45)
PRZEZ MARYJĘ
Maryja została „wywyższona przez Pana jako Królowa wszystkiego” (KK 59). Żyć p r z e z Maryję to uznawać Ją za królową swojego życia. (…) Zamiast na własną rękę decydować o tym, co robić, prawo decydowania składa się w ręce Maryi. Ona jest o wiele bardziej błyskotliwa od nas, gdy chodzi o odróżnianie tego, co nam sprzyja, a co szkodzi. Ona jest żywą mądrością Boga, ponieważ w całej pełni pozostawała i nadal pozostaje do Jego dyspozycji. Jeżeli Ona jest Pośredniczką łask, to nic nie jest ani przesadne, ani rozmydlone. Ma Ona poza tym ten wielki dar czynienia ludzkim tego, co Boskie, i dostosowywania do naszych możliwości.
„Być narzędziem w Jej rękach i czynić tylko to, czego Ona pragnie”, pisał św. Maksymilian Kolbe. „Trzeba pozwolić, by Ona nas wychowywała tak, jak wychowywała Pana Jezusa. (…) Niepokalana sama prowadzi moje pióro i mojego ducha tak, bym nie tracił czasu, atramentu czy papieru na niepotrzebne rzeczy i abym nie zaniedbał niczego, czego ode mnie oczekuje”. W praktyce oznacza to, że w ciągu dnia czasami mówimy „stop” i dajemy sobie czas na konsultację z „Matką dobrej rady”. Dla Teresy z Lisieux czymś naturalnym było zwrócenie się do Maryi przed przystąpieniem do pisania historii swojego życia: „Zanim wzięłam pióro do ręki, uklękłam przed figurą Maryi (…) i błagałam Ją, aby tak pokierowała moją ręką, aby każda linijka była jej miła”.
Te drobne „konsultacje” zakładają i tworzą postawę wewnętrznego pokoju i wyciszenia. Stres jest bezbłędnym miernikiem, że idziemy swoimi drogami i sami decydujemy o własnym życiu. „Oddajmy się Jej prowadzeniu – pisze św. Maksymilian Kolbe – bądźmy s p o k o j n i, s p o k o j n i i nie próbujmy robić więcej czy szybciej niż tak, jak Ona chce. Pozwólmy, aby Ona nas niosła, Ona pomyśli o wszystkim, zadba o wszystkie nasze potrzeby duszy i ciała; powierzmy Jej każdą trudność, każdy ból i zdajmy się na to, że Ona lepiej dba o nas niż my sami o siebie. A więc p o k ó j, p o k ó j, wiele p o k o j u dzięki b e z g r a n i c z n e j ufności do Niej”.
Temu, kto twierdzi, że to niemożliwe, aby nieustannie żyć w takim pokoju, i że nie sposób uniknąć częstych błędów, razem z Teresą z Lisieux pragnę odpowiedzieć, że to wcale nie musi stwarzać problemów. To, co zostało niewłaściwie powiedziane albo zrobione i czego nie można naprawić, można powierzyć Maryi. Można mieć pewność, że Ona rozumie sztukę niebiańskiej alchemii i zdoła przemienić żelazo w złoto.(…)
Naiwnością byłoby sądzić, że Maryja dokładnie wskaże, co mamy robić, ilekroć się do Niej zwrócimy. Ona pośredniczy w łasce Bożej, która zwykle działa na nas od wewnątrz, poprzez władze naszej duszy, dlatego wpływa Ona na nasz rozum i wolę tak, aby coraz bardziej były nastawione na Boże częstotliwości i obierały kierunek miłości. Jako Służebnica Pańska Maryja lubi przygotowania i, tak jak w Kanie Galilejskiej, wzywa do posłuszeństwa. Jej rola polega przede wszystkim na stwarzaniu w nas coraz większej zdolności przyjmowania. Ona wie, że Bóg chce dać nam tyle, ile możemy i chcemy przyjąć. Dlatego czyni, co w Jej mocy, aby usunąć wszelkie przeszkody, byśmy stali się w pełni otwarci. Wszędzie tam, gdzie znajduje początkowe „tak”, dopuszcza cząstkę swojego absolutnego „fiat”.
Zgodnie z terminologią ignacjańską można by mówić, że głównym zadaniem Maryi jest stwarzać „indyferencję”. Indyferencja jest czymś innym niż obojętność. Można by ją określić raczej jako swego rodzaju „trwanie w punkcie zerowym”, co oznacza, że nie czujemy się już pociągani tym czy tamtym. Nie mamy żadnych upodobań albo, mówiąc dokładniej, nie żyjemy już według własnych upodobań. Kto jest indyferentny, ten nie daje się pociągać przez „to lubię, a tego nie lubię”. To, co lubi, a czego nie lubi, jest dla nas zupełnie nieistotne. Mamy poczucie wielkiej elastyczności i wewnętrznej wolności. Przez to, że nic nie jest ustalone, nic z góry nie jest zdecydowane, żyjemy w szerokości i długości, głębokości i wysokości (por. Ef 3,18). Każde upodobanie zawęża pole widzenia i pociąga za sobą ograniczenie. Rezygnując z preferowania jednego na rzecz czegoś drugiego, poszerzamy horyzont, aż osiągnie nieskończoność. Indyferencja ma cechy wspólne z ubóstwem. Nic nie posiadamy, niczego nie chcemy, i dlatego nie musimy niczego chronić ani niczego się bać. Ubogi jest wolny na sposób boski. Żyje w punkcie zerowym, a „kiedy zaczynamy od zera, to wszystko jest plusem” (Ylva Eggehorn).
Popieranie takiej postawy zerowej w nas jest jednym z uprzywilejowanych zadań Maryi. Ona sama bezustannie w niej żyje. Ona zawsze dawała Duchowi pełną wolność do tego, aby wiał kędy chce (por. J 3,8). Duch nigdy nie napotkał w Niej na żadną przeszkodę. Ona jest jak pusty dom z otwartymi oknami i drzwiami. Nigdy dokładnie nie wie, co Ją czeka, i nie musi tego wiedzieć. Z góry przystaje na wszystko, albo – mówiąc właściwiej – wolą Jej jest, aby stała się Jego wola „jako w niebie, tak i na ziemi”.
Kiedy jest w nas fundamentalna postawa na „tak”, żyjemy w Bożej woli, co nie wyklucza, że nadal popełniamy wiele „błędów”. Błędy, według naszego ludzkiego zewnętrznego oglądu, ale nie Boga, który od wieków liczył się z nimi w swoim planie i pozwala, aby służyły nam ku dobremu (por. Rz 2, 28).
Z M A R Y J Ą
Maryja jest nie tylko Matką, która wychowuje i daje dobre rady. Możemy Ją też traktować jako naszą starszą siostrę, która swoim życiem konkretnie pokazuje, jak chrześcijanin powinien żyć. W Karmelu od samego początku rozpoznawaliśmy Ją jako siostrę, wcielającą ideał Słowa i tym samym stymulującą do naśladowania, właśnie poprzez swoje bycie. Maryja jest najdoskonalszym wzorem dla każdego chrześcijanina. Św. Teresa z Lisieux skarżyła się kilka dni przed śmiercią: „Najświętszą Dziewicę ukazuje się jako kogoś niedoścignionego, a powinno się raczej pokazywać jak Ją naśladować, jak Ona w skrytości pielęgnowała cnoty; powinno się wskazywać, że żyła z wiary dokładnie tak jak my i potwierdzać to tekstami zaczerpniętymi z Ewangelii”.
(…)ten, kto chce naśladować Maryję, nic nie ryzykuje. Ona od początku była bez grzechu, a równocześnie była człowiekiem, tak jak my. Podczas gdy Chrystus jest „Słońcem sprawiedliwości”, Maryja jest „Zwierciadłem sprawiedliwości”. Maria Petyt (1623-1677), karmelitańska mistyczka, wyjaśnia, jak mądrą jest rzeczą nie wpatrywać się bezpośrednio w słońce, ale patrzeć, jak odbija się w zwierciadle, którym jest Maryja. „Zwierciadło to moduluje ostrość promieni i tak je odbija, że są dostosowane do możliwości naszych zmysłów. W ten sposób widzimy słońce jasno i wyraźnie, tak jakby nie było nic pośredniego między nim a okiem.(…)”.
Żyć z Maryją to próbować postępować jak Ona albo w taki sposób, w jaki Ona postąpiłaby, będąc w naszej sytuacji. Obieramy sobie Maryję za wzór i normę, i zadajemy sobie trud, by postępować tak, aby nie było żadnego rozdźwięku między Nią a nami. Maryja jest pierwszą, która konsekwentnie żyła duchem błogosławieństw. Jako nasza starsza Siostra utorowała nam drogę i pokazała, jaki styl życia trzeba wybierać, jeśli należy się do rodziny chrześcijańskiej. Św. Maksymilian Kolbe pisał: „Nigdy nie mówmy, że nie możemy, ponieważ Niepokalana jest dokładnie po to, aby każdy z nas mógł”.
Jeżeli czujemy się powołani do życia modlitwy, możemy oszczędzić sobie wiele czasu, ucząc się modlitwy na przykładzie Maryi. Te nieliczne zachowane słowa Jej modlitwy stanowią pełną jej szkołę. „Niech mi się stanie według słowa Twego” – odpowiada Maryja przy zwiastowaniu i pokazuje tym samym, że pozostaje całkowicie do Bożej dyspozycji. Pierwszym sensem każdej formy modlitwy, medytacji czy kontemplacji, jest w z r a s t a n i e w otwartości, pozwalanie, aby nasze ciało i dusza były jak ciało i dusza Maryi: otwartym naczyniem zawierającym życie Boże, albo ujmując to w sposób negatywny: w y r a s t a n i e z siebie, z wszelkiego zajmowania się sobą i samowoli. Kto uczęszcza do szkoły modlitwy Maryi, nie szuka duchowych „przeżyć”, nie chce przy pomocy modlitwy „realizować siebie”. Jedyne, czego pragnie, to być opróżnionym z tego, co swoje, aby stworzyć przestrzeń dla Boga. Kiedy wybieramy Maryję na nauczycielkę sztuki modlitwy, łatwiej otwierają się nam oczy na wszystko, co przeszkadza wolności Boga i krępuje Jego ręce. Lepiej odkrywamy, że nadal sobie samym służymy, zamiast być „sługami Pańskimi”. Modlić się to właściwie zawsze znaczy – świadomie lub podświadomie – być jak Maryja; tak, być Maryją.
Innymi słowami modlitwy, które zachował dla nas św. Łukasz jest Jej Magnificat: „Wielbi dusza moja Pana”. Im bardziej wzrastamy w Jej: „Niech mi się stanie według słowa Twego”, tym bardziej doświadczamy, że te pierwsze słowa modlitwy przeobrażają się w modlitwę dziękczynienia. Kiedy bowiem człowiek zatraca się w Bogu i bez zastrzeżeń powierza się Jego służbie, to przychodzi taki moment, kiedy On, tak jak w Maryi, w nim objawia swojego Syna (por. Ga 1,16). Wówczas Jej „fiat” przemienia się w „Magnificat”. Czy można czynić coś innego, niż chwalić Boga, kiedy odkrywa się, że jest się żywym cyborium?
Trzecią modlitwę Maryi słyszymy w Kanie Galilejskiej, kiedy wskazuje Jezusowi na to, że „wina nie mają”. Już wcześniej wspomnieliśmy o tym, że Maryja uczy nas przez to czegoś istotnego o modlitwie wstawienniczej i konkretnie pokazuje, jak mamy się modlić za siebie i innych.
Te trzy fragmenty modlitwy obejmują wszystkie sytuacje życiowe. Na nich „opiera się” cała sztuka modlitwy.
Można też żyć z Maryją, czytając Biblię. Ona może nas nauczyć czytać ją tak, jak uczyła Jezusa. Maryja była i jest bardzo dobrze obeznana z Pismem świętym, szczególnie z Ewangeliami, które są Jej własną historią. Ona może w nas zaszczepić swój osobisty szacunek dla Słowa, który sprawiał, że pozwalała Słowu pozostawać w Jego pełnej mocy, nie wymagając zawsze zrozumienia (por. Łk 2,50). Jednak czytać Ewangelie z Maryją znaczy przede wszystkim widzieć ucieleśnione w Niej słowa Chrystusa. Kiedy czytamy, że Jezus powiedział uczonym w Piśmie: „Pierwszym przykazaniem jest: będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, i całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12, 29-30), to, patrząc na Maryję, możemy te abstrakcyjne słowa zamienić na konkretną postawę. Ona jest jedyną, która konsekwentnie wypełniła pierwsze przykazanie i zachowała wszystkie swe siły dla Boga. Kiedy Jezus mówi o oku jako świetle dla ciała i wskazuje, że ciało będzie w świetle, kiedy oko będzie zdrowe (por. Mt 6,22), to Maryja swoim życiem znów potwierdza prawdziwość tych słów. Jej oko jest zupełnie zdrowe, tzn. nieustannie zwrócone na Boga i Jego wolę, i dlatego cała Jej osobowość jest przeniknięta światłem. Na każdej stronie Ewangelii powinniśmy umieszczać obraz Maryi i pragnąć, aby słowo Jezusa stawało się ciałem i krwią.
Maryja może też być z nami podczas sprawowania Eucharystii. Ciało Jezusa, które przyjmujemy, jest „zrodzone z Maryi Dziewicy”. Ona poczęła Je za sprawą Ducha Świętego, nosiła Je i karmiła własnym ciałem. Eucharystyczne Ciało Jezusa nie przekreśla swego początku. Jedność, która istniała między Jej i Jego Ciałem nigdy nie może zostać zniweczona. Dlatego każda komunia jest również przypomnieniem „tak” Maryi, które sprawiło, że Słowo stało się ciałem. Nikt lepiej od Niej nie potrafi nas przygotować na przyjęcie Jej Syna. Św. Teresa z Lisieux opisuje, jak prosiła Maryję, by przygotowała jej drogę: „Wyobrażam sobie moją duszę j a k o wolną przestrzeń i proszę Najświętszą Pannę, by usunęła z a w a d z a j ą c e w niej g r u z y. Po czym błagam Ją, by sama ustawiła tam duży namiot, godny N i e b a, i by przybrała go według w ł a s n e g o upodobania”.
W MARYI
Nie ma życia bez matki. Żyć w Maryi to widzieć, że ma się Matkę i jest się ogarniętym Jej miłością. Ona jest bramą nieba, przez którą czułość Boga spływa na świat. Św. Maksymilian Kolbe nazywa Niepokalaną „wcieleniem” Bożego miłosierdzia. Maryja jest tak delikatna i przezroczysta, że pozwala Boskości, by Ją prześwietlała, nie zaciemniając czy nie umniejszając Jej w najmniejszym stopniu. Dlatego Bóg bez najmniejszego ryzyka może posługiwać się Nią w tym celu, aby swą macierzyńską miłość czynić uchwytną i konkretną. Szczególnym charyzmatem Maryi jest zamieniać abstrakcję w konkret. Adrienne von Speyr pisze: „Gdziekolwiek Matka pojawia się w chrześcijaństwie, odpada to, co czysto pojęciowe i trzymające na dystans, topnieją wszelkie osłony i każda dusza czuje na sobie dotyk nieba. Maryja, najczystsza istota, przepełniona wdzięcznością, nie przekazuje nam nigdy prawdy niebieskiej bez pośrednictwa zmysłów. W tym, co nam objawia o Synu, żyje nadal to, co widziała, słyszała i czuła, wszystkie miłe poruszenia Dziecięcia w Jej łonie i na Jej piersi, cała dotykalność ziemskiego żywota Syna. Jest Kobietą i ujmuje wszystkie sprawy po kobiecemu. Nie znaczy to jednak, by to, co wzniosłe, ściągała w niższe sfery; jest natomiast obdarzona łaską sprawiania, że to, co odległe, staje się dla nas zrozumiałe w bezpośredniej zmysłowej bliskości”.
Kiedy czytamy hagiografie, zauważamy, że święci poszukiwali w Maryi właśnie konkretów. Dzięki Niej miłość Boża staje się dla nich uzupełnieniem „rzeczywistości”. Bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej pisze: „Istnieje macierzyńskie serce, a mianowicie Serce Maryi, i możesz się w nim skryć”. Kiedy św. Teresa z Lisieux mówi o łasce, jaką otrzymała w grocie Magdaleny (w ogrodzie klasztornym), co sprawiło, że cały tydzień podczas pracy w refektarzu „robiłam wszystko, jakbym tego nie robiła, tak jakby mi wypożyczono ciało” to swoje doświadczenie streszcza w takich oto prostych słowach: „Byłam całkowicie ukryta pod welonem Najświętszej Panny”. Kiedy w czasie swojej choroby doznawała tak wielkich boleści, że była na granicy rozpaczy, modliła się do Maryi, aby wzięła jej głowę w swoje dłonie. Ten obraz pomagał jej wytrzymać jeszcze trochę.
Jeśli Maryja jest naszą matką, ukazującą nam macierzyńską miłość Boga, to jest naturalne wzywać Ją, kiedy tęsknimy, by doświadczyć czegoś z tej macierzyńskiej miłości. Pobudzani trafnym instynktem duchowym, chrześcijanie zwracali się w swoich potrzebach do Maryi. Wzywano Ją jako „Pocieszycielkę strapionych, Uzdrowienie chorych, Ucieczkę grzeszników”. Kiedy czytamy uwagi na temat wizji Adrienne von Speyr (przez wiele lat żyła w wielkiej zażyłości z Maryją i wieloma świętymi), widzimy, że święci nawet w niebie prowadzą swoje małe dysputy. Podczas kiedy niektórzy z nich, na przykład Ignacy Loyola, raczej uciekają się do mocnych środków, aby nas, letnich i niemrawych chrześcijan obudzić, Maryja występuje zawsze jako advocata nostra (Orędowniczka nasza). Zawsze jest matką, rozumie nas, broni, a bardziej zniecierpliwionych i energicznych świętych wycisza. Ci, którzy są tym zaskoczeni, powinni pomyśleć, że przecież różni święci w wieloraki sposób rozważali subtelności Bożej miłości, podobnie jak czterej Ewangeliści, którzy choć byli pod natchnieniem Ducha, zostawili nam różne relacje o osobowości i czynach Jezusa. Jednak ponieważ Maryja najgłębiej spośród wszystkich świętych wniknęła w głębię istoty Boga, ukazuje nam Go tam, gdzie jest On najbardziej Bogiem, a mianowicie w Jego miłosierdziu.
Mała Teresa miała dobre wyczucie tej specjalnej roli, która przypadła Maryi, a była przy tym świadoma, że to Bóg ma zawsze ostatnie słowo. Trzy miesiące przed śmiercią powiedziała do Matki Agnieszki: „Chciałabym jednak mieć piękną śmierć, aby wam to sprawiło radość. Prosiłam o to Najświętszą Pannę. Nie prosiłam o to Pana Boga, bo chcę Mu pozostawić decyzję postąpienia, jak chce. Prosić o coś Najświętszą Pannę – to inna sprawa. Ona wie dobrze, co ma robić z moimi małymi pragnieniami, czy ma o nich mówić Panu Bogu, czy też nie…to do Niej należy, by nie zmuszać Pana Boga do wysłuchania mnie, by pozwolić Mu we wszystkim czynić Jego wolę”. Jeśli się zdarzy, że nie otrzymamy tego, o co prosiliśmy, to nie ma powodu do niepokoju czy rozczarowania: „Kiedy się prosiło Najświętszą Pannę, a Ona nas nie wysłuchała, to znaczy, że tego nie chce. Trzeba pozwolić, aby zrealizowała swoją wolę i nie niepokoić się!” Nie wolno liczyć na to, że można „wygrywać” Maryję przeciwko Panu Bogu. Tak samo, jak nie można „wygrywać” błękitnego nieba przeciw słońcu. To właśnie na błękitnym niebie słońce zyskuje swoje pełne prawa. Kiedy więc modlimy się o coś, co jest przeciwne woli Boga, Maryja z miłością odwraca modlitwę przeciwko nam. Sprawia, iż tak zmieniamy nastawienie, że zaczynamy akceptować wolę Bożą.
Żyć w Maryi to bez zastrzeżeń umieć zawierzyć siebie Jej macierzyńskiej, formującej mocy. Jej nie przystoi działać spektakularnie. Ona kocha działanie w ukryciu, wykorzystywanie ciszy i pokoju nocy. Dlatego jest ważne, abyśmy wieczorem, zanim zaśniemy, powierzali siebie i nasze życie w Jej ręce. Zapewne wielka mądrość kryje się w starym katolickim zwyczaju odmawiania różańca przed zaśnięciem. Kiedy zasypiamy, nie stawiamy żadnego oporu. Maryja ma wtedy szczególną okazję kształtować nas tak, jak kształtowała Jezusa w swoim łonie, kiedy oczekiwała na Jego narodziny. Kiedy nasze mieszkanie będzie in sinu matris (w matczynym łonie) i damy Jej pełną wolność formowania nas tak, jak Ona tego pragnie, to zaczniemy powoli okazywać wiele podobieństw do Jezusa. Wówczas będziemy przecież dziećmi tej samej matki.
WIELKOPOSTNE KRĘGI MODLITWY I POSTU 2020
Moi Drodzy,
jak już wiecie z maila, od tego roku - 2020 - rezygnujemy z tabelki i pościmy wszyscy razem, tak jak w Adwencie, tylko w piątki (siedem kolejnych piątków Wielkiego Postu, łącznie z Wielkim Piątkiem). Ta zmiana pociąga za sobą dwie kolejne: otóż odchodzimy od siedmioosobowych Kręgów, które od tej pory będą mieć strukturę otwartą. Nadal patronką całego dzieła jest Matka Boża Miłosierdzia, a dziewiętnastu dotychczasowych patronów poszczególnych kręgów przejmujemy niejako „w spadku” i nadal modlimy się do nich w dniu pokutnym, prosząc o wsparcie w modlitwie, poście i uczynkach miłosierdzia. Światło w tej sprawie otrzymałam już w pierwszy piątek Wielkiego Postu w ubiegłym roku i przyjęłam je z wdzięcznością i ulgą! Wierzę, że wszelkie uproszczenie od Boga pochodzi, bo Bóg jest prosty, a więc i ta zmiana wyjdzie nam na dobre.
Pamiętajmy, że trwamy w roku duszpasterskim poświęconym największej z tajemnic – tajemnicy Eucharystii - czerpmy więc pełnymi garściami z tego największego i najmocniejszego źródła łask tu na ziemi. Jeśli nie uczęszczaliśmy do tej pory codziennie na Eucharystię, zacznijmy od tego roku, jeśli nie mieliśmy w zwyczaju codziennie adorować Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, zacznijmy jak najszybciej, jeśli adorowaliśmy – spróbujmy wydłużyć czas adoracji. Bądźmy hojni wobec Boga, aby doświadczyć Jego hojności, której nikt i nic nie przebije! Wielki Post to absolutnie szczególny czas w roku liturgicznym, tak więc nie oszczędzajmy się ani w modlitwie, ani w wyrzeczeniach, lecz odwrotnie – w duchu ignacjańskiego „magis”- pomnażajmy te święte praktyki. O odpowiedź „wolną i szczodrą” apeluje też Papież Franciszek w swym pięknym Orędziu na tegoroczny Wielki Post, który zamieszczam w linku „Wielki Post” i naprawdę gorąco zachęcam do jego medytacyjnej lektury. Poniżej cały nasz program modlitewno-pokutny:
● Pościmy razem w kolejne piątki Wielkiego Postu w duchu zadośćuczynienia za Grzechy główne popełnione w życiu przez nas, naszych bliskich i innych członków kościoła, prosząc Boga o zachowanie nas od tego grzechu w przyszłości. Możemy też dołączyć własną intencję
● Uczestniczymy tego dnia w Eucharystii również w duchu zadośćuczynienia za kolejne Grzechy główne (a więc: pychy, chciwości, nieczystości, zazdrości itd.)
● W dniu postu rozważamy kolejno jedno z Siedmiu Słów Jezusa z Krzyża
● W dniu postu (lub w okolicach tego dnia) staramy się spełnić jakiś uczynek miłosierdzia względem bliźnich czynem, słowem lub modlitwą
● Uczestniczymy w Drodze Krzyżowej w kościele
● W niedzielę staramy się uwielbiać Boga za Dzieło Miłosierdzia. Warto więc tego dnia poświęcić więcej czasu na osobistą modlitwę, najlepiej przed Najświętszym Sakramentem, a także na lekturę duchową, najlepiej Pismo Święte, Dzienniczek Siostry Faustyny itd. Zachęcam też do uczestnictwa w Gorzkich Żalach.
Jak już wiecie z maili, od 18 lutego odważyłam się zainicjować nową akcję pt.: „Cywilizacja miłości”, aby do dnia setnych urodzin Jana Pawła II (18 maja) w szczególny sposób zaangażować się w realizację tego marzenia naszego Papieża. Czy to w ramach tej dodatkowej inicjatywy, czy też w ramach Kręgów, postawmy uczynki miłosierdzia na pierwszym miejscu w tegorocznym Wielkim Poście, poruszmy naszą „wyobraźnię miłosierdzia”, o którą apelował Jan Paweł II, aby w tej formie zrobić mu urodzinowy prezent.
Jan Paweł II to także Papież Fatimski. Jesteśmy zaproszeni do naśladowania życia małych pastuszków i stawania się dziećmi jak oni, bo tacy wchodzą do Królestwa niebieskiego. Zgłębiajmy to orędzie i zwracajmy się coraz bardziej ku własnemu sercu, ku prawdzie o nas, poprzez ofiarowanie się Niepokalanemu Sercu Maryi. Z Nią kontemplujmy Najświętsze Serce Jezusa, które dla nas zostało przebite na Krzyżu, kontemplujmy miłość, która nadaje sens wszystkiemu i miłosierdzie, które – jako miłość niezasłużona – idzie jeszcze dalej.
W Orędziu na Wielki Post Papież Franciszek pisze mocne słowa:
„Spójrz na rozpostarte ramiona ukrzyżowanego Chrystusa, pozwól się zbawiać zawsze na nowo. A kiedy idziesz wyznać swoje grzechy, mocno wierz w Jego miłosierdzie, które cię uwalnia na zawsze od wszelkiej winy. Kontempluj Jego krew przelaną z powodu tak wielkiej miłości i daj się przez nią oczyścić. W ten sposób możesz się nieustannie odradzać na nowo” (n. 123). Pascha Jezusa nie jest wydarzeniem z przeszłości: ze względu na moc Ducha Świętego jest zawsze aktualna i pozwala nam postrzegać i dotykać z wiarą ciała Chrystusa w wielu osobach cierpiących.
Doświadczenie miłosierdzia jest bowiem możliwe tylko w kontakcie „twarzą w twarz” z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panem, który „umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20). Chodzi o dialog serca z sercem, przyjaciela z przyjacielem. Właśnie dlatego w okresie Wielkiego Postu tak ważna jest modlitwa.
Nie pozwólmy zatem, aby ten czas łaski przeminął daremnie, w zarozumiałym złudzeniu, że to my jesteśmy panami czasów i sposobów naszego nawrócenia ku Niemu.”
Właśnie o ten kontakt „twarzą w twarz” z Jezusem chodzi, a więc o bardzo osobistą relację, której brakuje tak wielu wyznawcom Chrystusa, nie tylko świeckim, i dlatego ogień, o którym marzył Jezus wciąż nie może zapłonąć, nie może, bo nie ma go w naszych sercach. Dołóżmy więc wszelkich starań i to „od zaraz”, żeby rozpalić w sobie, a potem i w innych ten ogień, bo w ten sposób, jak mówi Franciszek na końcu Orędzia, „będziemy mogli stać się tym, o czym Chrystus mówi w odniesieniu do swoich uczniów: solą ziemi i światłem świata (por. Mt 5, 13-14).
Jako lekturę duchową, która ma nas w tym wspomóc, polecam książkę Biskupa Grzegorza Rysia (napisał już kilka książek o miłosierdziu), pt.: „Skandal miłosierdzia”, a także ponownie: „8 sposobów na znalezienie szczęścia tam, gdzie się go nie spodziewasz” Ojca Jaques’a Philippe, który sam powiedział, że błogosławieństwa, o których jest jego książka, to tajemnice Serca samego Jezusa.